Zagubieni
Ewelina Nawara & Małgorzata Falkowska
Życie jak z bajki nie zawsze okazuje się idealne… Margot i Caspian poznali się na letnim obozie, jednak wtedy żadne z nich nie podejrzewało, jak potoczą się ich losy i z jakimi trudnościami przyjdzie im się zmierzyć. Wieść o związku ich rodziców oraz perspektywa zostania przybranym rodzeństwem jest dla nich ogromnym zaskoczeniem. Nie potrafią poradzić sobie z własnymi uczuciami i konsekwencjami wakacyjnego flirtu, a ich decyzje doprowadzają do całkowitego zerwania kontaktów. Kiedy przypadek sprawia, że po dziesięciu latach ich drogi znów się przecinają, Caspian i Margot nie wiedzą, jak powinni się zachować. Czy dawne uczucie wygra z niewyjaśnionymi problemami z przeszłości?
Informacje o książce
Rok I wydania: 2024
Liczba stron: 200
ebook ISBN 978-83-7995-807-8
Ceny sugerowane:
ebook: 34,99 zł
Fragment
Margot
Czekałam na ten obóz kilka miesięcy. Namówienie mamy, by zgodziła się na wakacyjny wyjazd bez niej, a jedynie z nieznanymi jej opiekunami, bandą podobnie jak ja zakochanych w tańcu dzieciaków oraz moją najlepszą i chyba jedyną przyjaciółką, Avą, graniczył z cudem, ale w końcu się udało. Dziesięć dni warsztatów z najlepszymi choreografami w Kalifornii, a może nawet i całych Stanach, robiło wrażenie. Pozostało jedynie spakować walizkę, uściskać rodzicielkę, obiecać jej codzienną spowiedź przez telefon i mogłam jechać do San Diego, gdzie organizowano to wydarzenie.
Ava przez całą drogę opowiadała o swoich planach. Różniących się od moich, bo z naszej dwójki tylko ja kochałam taniec, ale ponieważ nie chciałam być tam sama, wręcz przekupiłam przyjaciółkę, by udała się na camp ze mną. Jej jednak przyświecały inne cele niż mnie i wcale nie zamierzała uczestniczyć w zajęciach, do czego nie próbowałam jej zmuszać. Na warsztatach liczyli się wybitni w swoich dziedzinach specjaliści, a Ava miała uzupełniać lukę pomiędzy zajęciami, co jej zupełnie nie przeszkadzało. Nie wątpiłam, że jako ta bardziej z nas dwóch towarzyska na pewno da sobie radę.
– I pomyśleć, że czeka mnie najlepsze dziesięć dni lata – ekscytowała się. – Bez ględzenia starych o bałaganie w pokoju, college’u czy dobrych manierach, jakie staram się wprowadzać w życie, ale za chuja mi nie wychodzi.
Posłałam jej współczujące spojrzenie. Specjalnie używała niecenzuralnych słów, jakby i teraz próbowała zrobić na złość rodzicom, dla których dobre maniery były kwestią priorytetową. Rodzina Avy należała do tych regularnie uczęszczających do kościoła, serwujących niedzielne obiadki i przejmujących się tym, co sądzi się na ich temat. Lecz jakieś cztery lata temu moja przyjaciółka weszła w fazę zdającego się nie mieć końca buntu.
– Fajnie by było, gdyby moi potrafili ględzić w jednym rytmie – wyznałam szczerze, bo choć od rozwodu rodziców minęły już dwa lata, to oni nadal nie potrafili działać w zgodzie.
Często wykorzystywałam ten fakt i uzyskiwałam coś od taty tylko dlatego, że mama nie chciała mi tego kupić, ale w duchu marzyłam, aby potrafili kiedyś usiąść przy jednym stole, żebyśmy bez kłótni i krzyków mogli wspólnie zjeść obiad.
– Nie, nie i jeszcze raz nie! – oburzyła się Ava. – To będzie najlepsze dziesięć dni naszego życia, więc zabraniam smutania, rozkminiania i co tam jeszcze robisz. Mamy się bawić, randkować i cieszyć życiem. Jasne, Margot?
Skinęłam głową, choć w przeciwieństwie do niej nie planowałam nawiązywać romantycznych relacji. Właściwie nie zamierzałam nawiązywać żadnych relacji i właśnie dlatego poprosiłam Avę, by pojechała ze mną. Ona była tą osobą, z którą chciałam spędzać wolny czas, i to mnie satysfakcjonowało.
– Witajcie w San Diego. – Radosny i donośny głos jednej z opiekunek obozu dźwięczał mi w uszach przez dobrą chwilę.
Zgraja młodzieży wybiegła z autobusu, aby wziąć swoje bagaże i jak najszybciej zająć miejsca w pokojach.
– Mam nadzieję, że jest blisko do plaży, żebym mogła się opalać, gdy ty się będziesz wyginała. – Ava nie kryła niezadowolenia na widok otaczających nas drzew.
Folder zachęcający do udziału w obozie mówił o bliskości natury i odcięciu od miasta, mimo iż był niemal w jego centrum, lecz nie przypuszczałam, że dosłownie tak jest. Wcześniej byłam kilka razy w San Diego, ale nigdy nie odbierałam go w taki sposób jak teraz.
– Jestem pewna, że GPS ci w tym pomoże. – Na pocieszenie cmoknęłam przyjaciółkę w policzek, kiedy cierpliwie czekałyśmy, aż kierowca wyciągnie nasze torby z bagażnika.
– O ile w ogóle złapię zasięg na tym wypiździejewie – burknęła.
Złapałam ją za ramiona, jakbym chciała nią potrząsnąć, i spojrzałam prosto w intensywnie szare oczy.
– To ma być dziesięć najlepszych dni naszego życia, pamiętasz? – Postanowiłam przypomnieć jej własne słowa.
Posłała mi uśmiech i to wystarczyło. Odebrałyśmy swoje bagaże i udałyśmy się z nimi do sporego budynku, gdzie mieliśmy być zakwaterowani. W recepcji panowało istne pandemonium. Kobieta, która tak radośnie nas powitała, rozdawała klucze do pokoi, wyczytując kolejne nazwiska, ale dzieciaki były zbyt głośno, aby cokolwiek usłyszeć.
– Ciszaaa! – ryknął w końcu postawny mężczyzna stojący obok zupełnie bezradnej opiekunki. – Wysłuchajcie, co pani ma do powiedzenia, a jeśli się nie uspokoicie, to zrobię wam taki trening z moją grupą obozową, że zaczniecie błagać, by odwieźć was do domów.
– Dziękuję. – Opiekunka spojrzała na niego z wdzięcznością i się zarumieniła. – Jestem Kristy, a to moi tancerze. – Wskazała na nas.
– Aiden, opiekun obozu sportowego. – Mężczyzna uścisnął jej dłoń, a kobieta zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.
Dalsze czynności organizacyjne przebiegły, o dziwo, w spokoju. Każdy grzecznie oczekiwał na swoją kolej, po czym brał klucz i udawał się do pokoju.
– Moore, Young i Trembley… pokój sto siedem. – Opiekunka wyczytała w końcu nazwiska moje, Avy i kogoś trzeciego.
Uniosłam dłoń, aby podała mi klucz, lecz ten ktoś okazał się szybszy. Ciemnowłosa dziewczyna chwyciła zdobycz i bez słowa ruszyła w kierunku schodów.
– No to nam się trafił okazik – skomentowałam, patrząc wymownie na Avę.
– Już my zadbamy, by to jej było trudniej wytrzymać z nami niż nam z nią, moja w tym głowa. – Uśmiechnęła się w sposób, który uwielbiałam, bo zawsze zwiastował on najlepsze pomysły rodzące się w umyśle mojej przyjaciółki.