Oczarowana
Jaymin Eve
Mówią, że miłość zwycięży wszystko. Kłamią.
Czasem miłość jest właśnie tym, co niszczy nas najbardziej. Niekiedy wymaga też poświęceń. Moim było związanie się z przyszłym alfą Clarity. Prosta wymiana, by zapewnić bezpieczeństwo osobie, dla której zrobiłabym wszystko.
Podczas ceremonii zaślubin Shadow i Mera burzą mój złudnie uporządkowany świat. Wraz z nimi pojawia się Len, książę Silver Lands, o srebrnym spojrzeniu i sercu pełnym tajemnic. Fae, który może być moim wybawieniem… albo zgubą. Każde jego słowo jest jak zaklęcie, każdy dotyk – jak obietnica raju lub piekła.
Len nie oferuje mi tylko miłości, daje całe królestwo. Świat pełen magii i cudów, choć niepozbawiony niebezpieczeństw czających się w Głębi.
A ja? Coraz bardziej się gubię między prawdą a kłamstwem, między obowiązkiem a pragnieniem. Muszę wybrać: serce czy dusza? Miłość czy obietnica? Życie czy… coś znacznie większego.
Informacje o książce
Rok I wydania: 2025
Format: 14.0×20.5 cm
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: TBA
książka ISBN 978-83-7995-687-6
ebook ISBN 978-83-7995-688-3
audiobook ISBN 978-83-7995-689-0
Ceny sugerowane:
książka: 59,99 zł
ebook: 59,99 zł
audiobook: 59,99 zł
Nota copyright
Oczarowana
Copyright © Jaymin Eve
Copyright © Wydawnictwo Inanna
Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak
Copyright © for the translation by Marcin A. Dobkowski
Copyright © for the cover art by Łukasz Matuszek
Copyright © for the inside art by Anne Mathiasz | Adobe Stock
Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.
Tytuł oryginału: Glamoured
Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2024 r.
książka ISBN 978-83-7995-687-6
ebook ISBN 978-83-7995-688-3
Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski
Tłumaczenie: Marcin A. Dobkowski
Redakcja: Joanna Błakita
Korekta: Paulina Kalinowska
Grafika na okładce: Łukasz Matuszek
Projekt i adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski
Projekt okładki: Ewelina Nawara
Skład i typografia: proAutor.pl
Fragment
ROZDZIAŁ 1
Złamany umysł i roztrzaskana dusza. Czy istniało odkupienie lub uwolnienie od nieskończonej ciemności? Czy może miałam dalej rozmyślać nad przekleństwem egzystencji?
Jeszcze raz przeczytałam ostatnią linijkę książki trzymanej w dłoni. Paranormalny romans, który pokochałam mimo dość paskudnego cliffhangera na końcu. Miałam do nich mieszane uczucia, z jednej strony przez nie desperacko pragnęłam się dowiedzieć, co będzie dalej, z drugiej natomiast dreszczyk niepewności sprawiał, że historia towarzyszyła mi jeszcze długo po odłożeniu lektury.
Tak czy inaczej, to była świetna powieść, bo choć na chwilę pozwoliła mi zapomnieć o tym cyrku, jakim się stało moje życie.
– A, tutaj jesteś!
Wzięłam głęboki oddech i próbowałam nie wpaść w szał na myśl, że ktoś odkrył moją kryjówkę nad jeziorem. I to nie byle kto… Sisily Longeran. Niegdyś wróg, a obecnie pseudoprzyjaciółka, co było równie dezorientujące, jak irytujące. Jak zresztą wszystko w ostatnim czasie.
Odkąd tydzień temu obudziłam się w łóżku Torina ze sporą luką w pamięci, wszystko stanęło na głowie. Najlepszy przykład? Sisily, zmiennokształtna, która przespała się z moim prawdziwym partnerem na moich oczach, a przy tym domagała się mojej śmierci, teraz była moją nową „najlepszą przyjaciółką”.
Z takimi przyjaciółmi…
– Meeerrro – przeciągnęła irytująco i opadła obok mnie. Jej wzrok na moment spoczął na niebieskiej, typograficznej okładce książki leżącej na moim udzie. – Serio? Nadal czytasz? Nie rozumiem tego.
Naprawdę nie rozumiała i to był pierwszy sygnał ostrzegawczy, że nigdy nie zostałabym przyjaciółką tej wariatki.
– Książki dosłownie mnie uratowały – przypomniałam jej. – Kiedy zginął mój tata.
Sisily zbladła. Nikt nie lubił rozmawiać o okresie, gdy prześladowano mnie w watasze. Nikt nie chciał też tego potwierdzić, bo teraz byłam związana z alfą.
Byłam partnerką alfy.
Ten tytuł przyprawiał mnie o dreszcze.
– Torin cię szuka – zmieniła temat i przeczesała dłonią mahoniowe włosy.
Wiatr wiosennego poranka rozwiewał je wokół jej ładnej twarzy. Szczerze, jakim cudem zrobiła się wiosna? Ostatnie, co pamiętałam, to zima dusząca życie w Tormie.
– Jest pierdolonym alfą – warknęłam. – Gdyby chciał mnie znaleźć, z pewnością wystarczyłoby, żeby porzucił swoje ego, i wtedy trafiłby do mnie dokładnie tak jak ty.
Torin próbował dawać mi czas, ponieważ nie zamierzałam się do niego zbliżać, spać w jego łóżku ani w ogóle uznawać jego istnienia, dopóki się nie dowiem, co spowodowało, że zapomniałam o tamtych dramatycznych wydarzeniach w Tormie z ostatnich lat.
Moja pamięć zdawał się mocno dziurawa, ale z tego, co udało mi się wyciągnąć od Torina, brakowało mi więcej niż kilku miesięcy. Kiedy się obudziłam, pamiętałam swoją pierwszą przemianę, odrzucenie przez Torina i nic poza tym. Ale nie to było nawet najbardziej zaskakujące. Okazało się, że to wszystko nie zdarzyło się w dwa tysiące dwudziestym roku, jak sądziłam. Nie. Podobno tuż przed przesileniem zimowym tamtego rocznika Victor, nasz były alfa, wkurzył boga zmiennokształtnych, czyli Bestię Cienia, przez co zginął, a cała Torma została uwięziona w dwuletnim letargu.
Ocknęłam się z niego razem z pozostałymi w dwa tysiące dwudziestym drugim roku, przemieniłam się po raz pierwszy i zostałam odrzucona. Pamiętałam to, ale reszta była pustką. Więc technicznie rzecz biorąc, brakowało mi dwóch lat i dwóch miesięcy. Z jednym wyjątkiem: wspomnieniem dnia pierwszej przemiany i odrzucenia przez Torina.
Jak, do kurwy nędzy, cokolwiek z tego miało sens? Nic dziwnego, że głowa mi pękała, gdy próbowałam wydobyć wspomnienia, które według mnie zostały skradzione.
– Przypomnij mi jeszcze raz, gdzie są moja mama, Simone i Glendra – zwróciłam się do Sisily, z nadzieją, że tym razem wpadnie w pułapkę i wyjawi prawdę. – Torin wspomniał, że cała Torma była w letargu, więc jak może ich tu teraz nie być?
– To takie dziwne, że nie pamiętasz niczego z ostatnich miesięcy. – Nachyliła się z uśmiechem, jakbyśmy miały plotkować.
Spojrzałam na nią gniewnie, z żalem, że nie mogę równie łatwo zapomnieć o jej istnieniu.
– W każdym razie – ciągnęła, nieprzejęta tym, że jej nienawidzę – twoja mama uciekła i podejrzewamy, że mieszka z jakimś nieudacznikiem w watasze Alikta.
Trudno mi było uwierzyć, że moja mama na tyle wytrzeźwiała, żeby to zrobić, ale nie było to całkowicie niemożliwe.
– A Simone… – Sisily zmarszczyła nos. – Wyjechała zaraz po wyjściu z letargu na jakieś wakacje, które podobno planowała od lat. Nie znam szczegółów. Nigdy nie byłyśmy przyjaciółkami. Ale ma się świetnie.
Ta część doprowadzała mnie do szału, bo Simone nigdy nie wyjechałaby na „wakacje” beze mnie. I dlaczego, do cholery, jej telefon był ciągle wyłączony? Jej rodzice zapewniali mnie, że wszystko u niej w porządku, tak samo jak Sisily. Utrzymywali, że rozmawiają z nią co kilka dni i przekazują jej moje obawy, ale Simone nie chce się kontaktować z nikim innym, bo medytuje nad swoją przyszłością. Wszyscy wmawiali mi te same rzeczy.
Które brzmiały jak bzdura.
– A Glendra zwiała zaraz po zakończeniu letargu. – W tonie Sisily pobrzmiewał smutek, dobrze się dogadywała z matką Torina. – Nie mam pojęcia dlaczego, bo gdyby Bestia Cienia chciał ją też zabić, zrobiłby to tamtej nocy.
Jej historia pokrywała się z wersją Torina. I całej Tormy. Powtarzali ją tak często, że zaczęłam się zastanawiać, czy może faktycznie nie jest jednak prawdziwa.
Bogowie, życie stałoby się o wiele prostsze, gdybym to zaakceptowała i zaczęła budować swój świat w watasze. Byłam partnerką alfy i wreszcie mogłabym się czuć komfortowo wśród zmiennokształtnych. A jednak nie potrafiłam.
– Poczułabyś się lepiej, gdybyś pozwoliła sobie na prawdziwą relację z Torinem – powiedziała Sisily, czym przerwała moje ponure myśli. – Nawet śpisz w swoim starym mieszkaniu. Słuchaj, Meero, nie możemy pozwolić, żeby partnerka alfy siedziała w takiej norze.
Jej sposób wymawiania „Meero” sprawił, że zacisnęłam zęby.
– Och, Sissss – przedrzeźniałam ją – jesteś taką wspaniałą przyjaciółką. – Sarkazm zdawał się jedyną rzeczą na właściwym miejscu w moim życiu. – Ale lepiej, jeśli nie będę się spieszyć, dopóki nie odzyskam pamięci. Jestem pewna, że ty… i wszyscy inni… to rozumiecie.
Zignorowała całkowicie moją ironię, a jej twarz pojaśniała.
– Potrzebujemy babskiego wieczoru! To jedyny sposób, żeby przypomnieć ci, jaka byłaś super. Dziewczyno, ta ponura wersja ciebie jest już naprawdę przygnębiająca.
Super? O kim, do cholery, ta suka mówiła?
– Czy dziś nie wypada spotkanie watah?
Śledziłam sprawy watahy, nawet jeśli z całych sił starałam się unikać Torina. Na jego widok przechodziły mnie ciarki i nieważne, jak bardzo próbowałam zaakceptować swojego prawdziwego partnera, coś tu nie grało. Instynkt podpowiadał mi, że w moich wspomnieniach czai się coś, co muszę odkryć. I to jak najszybciej.
Moja wilczyca poruszyła się w piersi, jej moc była słaba i niewyraźna, tak jak przez cały ostatni tydzień.
– Idę się przemienić i pobiegać – powiedziałam do Sisily i podciągnęłam koszulkę.
To był pierwszy raz od dwóch dni, kiedy moja wilczyca dała jakiekolwiek oznaki życia, i zamierzałam ją wypuścić, z nadzieją, że to doda jej energii.
– Pobiegnę z tobą. – Sisily też zaczęła się rozbierać.
Potrząsnęłam głową, puściwszy brzeg koszulki, i chwyciłam ją za przedramię.
– Chcę być sama – oznajmiłam wprost, skoro najwyraźniej nie była dobra w czytaniu między wierszami.
Jej twarz pobladła, podczas gdy błękitne oczy pozostały twarde i iskrzące gniewem. Sądziła, że nie przejrzałam jej sztucznych uśmiechów i irytujących przezwisk, jednak ja widziałam wszystko. Nienawidziła mnie, ale chciała czerpać korzyści z przyjaźni z partnerką alfy. Sisily lubiła podtrzymywać znajomości z ważnymi osobami.
Niestety dla niej miałam bardzo dobrą pamięć. Co brzmi ironicznie, zważywszy na utratę wspomnień z ostatnich miesięcy, ale wszystko inne… kojarzyłam doskonale.
Nigdy nie pobiegłabym z nią jako częścią watahy.
– No dobra, to pewnie zobaczymy się wieczorem w domu – odpowiedziała z westchnieniem, po czym się odwróciła i odeszła.
Krzyżyk na drogę, jeśli o mnie chodzi. Pozbyłam się reszty ubrań, położyłam książkę i telefon na szafce i pokręciłam głową na widok daty i godziny na wyświetlaczu. Czy to dlatego moja wilczyca była taka ospała? Bo nasza pierwsza przemiana została opóźniona o dwa lata? Nie potrafiłam znaleźć lepszego wytłumaczenia, chociaż spędzałam każdą wolną chwilę na próbach jej odszukania.
Może ktoś z innych watah zdradzi mi przypadkiem jakąś nową informację. Spotkanie watah było pierwszym od czasu naszej kary krokiem na drodze do prawdziwego powrotu Tormy do świata zmiennokształtnych. Myśl, że Bestia Cienia mógł po prostu ukraść nam lata życia, była… przerażająca. Demon z naszych lęków, który zawsze wydawał się bardziej mitem niż rzeczywistością, najwyraźniej okazał się bardzo realny. W dodatku według żeńskiej części zmiennokształtnych był cholernie przystojny, a według męskiej – śmiertelnie niebezpieczny. Wataha Tormy stoczyła z nim walkę, podczas której nasz alfa został zabity.
To była kurewsko wielka sprawa, prawda? Więc dlaczego nic z tego nie kojarzyłam? Wszyscy inni pamiętali dzień, w którym unieruchomił nas letarg, opowiadali o strachu i żalu z powodu utraconego czasu. Równie dobrze pamiętali dzień przebudzenia i przesilenie zimowe, które nadeszło tydzień później. Ostatnie, co ja zachowałam w pamięci, to szkoła i terroryzujący mnie Jaxson, a potem dzień mojej przemiany i odrzucenia. Reszta po prostu nie istniała.
Czytałam historie o kobietach, którym ktoś dosypał coś do drinków i budziły się bez wspomnień z jednej nocy, czasem nawet kilku. Ich żal i przerażenie z powodu bezbronności w tym czasie oraz obawa, że zostały skrzywdzone lub zgwałcone, opisywane na kartach książek zdawały się wręcz namacalne. Współczułam im, a jedyną rzeczą, która trzymała mnie przy zdrowych zmysłach, było zapewnienie Torina, że jeszcze ze sobą nie spaliśmy.
Nie spieszyliśmy się, gdyż kazałam mu najpierw zasłużyć na wybaczenie, co brzmiało bardziej prawdopodobnie niż jakakolwiek inna część tej historii. Przebudzenie w jego łóżku w zeszłym tygodniu było podobno dopiero drugim razem, gdy u niego nocowałam. I jednym z małych kroków w kierunku zaufania mu na nowo. Kroków, których teraz całkowicie zaprzestałam, skupiona na odzyskaniu wszystkich brakujących dni.
Ostry ból w głowie stanowił sygnał, że za mocno eksplorowałam zasoby pamięci i powinnam odpuścić. Moje wspomnienia nie chciały, żebym je szturchała, ostrzegały mnie migreną i atakami przypominającymi drgawki. Gdyby tylko odpuszczanie czegokolwiek leżało w mojej naturze. Nawet świadomość, że mogłabym wieść wygodne życie jako partnerka alfy, jeślibym po prostu to wszystko zaakceptowała i ruszyła dalej, nie wystarczała, by mnie przekonać.
Ktokolwiek mi to zrobił, dał mi prawie wszystko, czego moje zmiennokształtne serce pragnęło, i sądził, że to wystarczy, by utrzymać mnie w ryzach. Gdyby ta manipulacja pamięcią dotyczyła kogokolwiek innego, prawdopodobnie by mu się to udało.
Kto jednak jest na tyle potężny, żeby czegoś takiego dokonać? To musiał być Bestia Cienia. I to musiało się stać, gdy Victor został zniszczony.
Czy zdenerwowałam Bestię, kiedy tu był? Mój język często wpędzał mnie w kłopoty i chociaż Torin zapewniał, że nigdy nawet nie rozmawiałam z bogiem zmiennokształtnych… wydawało mi się, że musiałam jednak to zrobić.
Moja wilczyca zawyła i nie walczyłam z nią, pozwoliłam przemianie nas pochłonąć. Była powolna i bolesna, czego się spodziewałam, skoro przemieniałyśmy się dopiero od kilku miesięcy. Choć niesamowite zdawało się to, że umiałam ją tak wypuścić, by nie stracić kontroli nad częścią mózgu należącą do Mery. Zyskałam tę zdolność od pierwszej przemiany, ale nadal nie miałam pojęcia dlaczego.
Torin twierdził, że to dzięki naszej więzi tak szybko zyskałam kontrolę, a brzmiał przy tym tak dumnie jak wtedy, gdy mówił o rozmiarze swojego penisa, więc najwyraźniej nietrudno wywrzeć na nim wrażenie.
Stanęłyśmy na czterech łapach, a moja wilczyca zawyła ponownie, zirytowana, że znowu nienawidzę naszego alfy. W jej wilczym umyśle powinnyśmy zaakceptować naszą pozycję tutaj i być wdzięczne za tak silnego, potężnego prawdziwego partnera.
Gdyby tylko ludzki umysł działał w ten sam sposób.
Wiedziałam, że ktoś mnie okłamuje, a niemożność dotarcia do sedna sprawy, skoro wszyscy w Tormie powtarzali tę samą historię, doprowadzała mnie do szaleństwa.
To była bardzo wygodna historia, którą każde z nich opowiadało wiernie co do słowa.
Normalnej osobie prawdopodobnie by to wystarczyło, ale mnie zdawała się wręcz wyuczona na pamięć. Dopóki więc nie odkryję prawdy, nie zaufam nikomu w tej watasze.
Zupełnie jak za dawnych czasów. Najwyraźniej moja poprzednia rola worka treningowego watahy była tą częścią przeszłości, której miałam nigdy nie zapomnieć.