Sztuka zemsty
Gosia Lisińska
Ryśkowi ledwie udaje się ujść z życiem po konfrontacji z niebezpiecznym zabójcą. I chociaż dzięki przyjaciołom z Radości Simon trafia za kratki, ich problemy wcale się nie kończą. Ktoś umyślnie potrąca Kasię przed domem Piekarczyka, więc Rysiek zaryzykuje wszystko, by ją chronić. Niestety przeszkody w tej misji zdają się mnożyć.
Tymczasem Simon ucieka z więzienia, więc przyjaciele z Radości stają przed nowym niebezpieczeństwem.
Narastające zagrożenie wystawia na próbę nie tylko wieloletnią przyjaźń Kasi i Ryśka, ale przede wszystkim głębokie uczucia, jakie ta dwójka do siebie żywi.
Czy zdołają ocalić siebie i miłość? Jakie plany ma Simon? I jakie role rozpisał dla przyjaciół w nowej sztuce? Sztuce zemsty.
Informacje o książce
Rok I wydania: 2022
Format: 14.0×20.5 cm
Okładka: miękka
Liczba stron: 258
książka ISBN 978-83-7995-604-3
ebook ISBN 978-83-7995-605-0
Ceny sugerowane:
książka: 44,99 zł
ebook: 34,99 zł
Fragment
Osiem lat wcześniej
Dziewczyna na pewno miała jakieś imię, Rysiek po prostu go nie pamiętał. Za to tatuaż na jej lewym pośladku utkwił mu w pamięci ze wszystkim barwnymi szczegółami. A to bynajmniej nie było oczywiste, bo podrywający się do lotu motyl mienił się chyba wszystkimi znanymi kolorami. Na szczęście Piekarczyk miał pół nocy, żeby oglądać go pod różnymi kątami, z różnym napięciem mięśni, na których go umieszczono, i z każdej możliwej odległości. Cholera, niesamowite pół nocy!
Dziewczyna przeciągnęła się i kompletnie naga wstała z łóżka, prezentując perfekcyjne ciało, w którym jedynym dysonansem były ewidentnie robione piersi. O tym też Rysiek mógł się przekonać, badając ich fakturę pół nocy. Niestety, z rozczarowaniem uznał ostatecznie, że to jednak nie natura odpowiadała za uniesione, niemałe cacka z nieustannie sterczącymi sutkami. Nie żeby w jakikolwiek sposób wpłynęło to na umiejętności łóżkowe właścicielki czy przyjemność, jaką mu sprawiła. Po prostu Rysiek lubił naturalność. Taka schiza, ot co.
– Idę pod prysznic – oświadczyła słodko, zerkając przez ramię. Wydęła usta i zachęcająco opuściła długie rzęsy. – Przyłączysz się?
Zerknął na zegarek na hotelowej ścianie. Siódma trzydzieści. Powinno wystarczyć na szybki numerek. Uśmiechnął się więc w odpowiedzi i również wstał. Dziewczyna przemknęła wzrokiem po jego ciele, jakby niezupełnie pamiętała, jak wyglądało. Cóż, zdaje się, że trochę alkoholu w siebie wlali, więc mogło jej coś umknąć. Mężczyzna odruchowo naprężył mięśnie. Nie miał się czego wstydzić, bo lata intensywnych treningów zrobiły swoje. Najwyraźniej ona też tak pomyślała, bo na ładnej twarzy pojawiło się coś między zachwytem a podziwem. Skinęła głową, a potem odwróciła się i weszła do łazienki.
Rysiek miał zrobić to samo, gdy zadzwoniła komórka. Zaklął cicho, ale sięgnął po telefon. Od lat nie ignorował tego dźwięku.
Spojrzał na wyświetlacz i zmarszczył brwi.
– Cześć, Paweł – przywitał się. – Co się stało?
– Jak szybko możesz pojawić się w Szpitalu Czerniakowskim?
W głosie przyjaciela wybrzmiały profesjonalne zimne nuty, które w jednej chwili starły uśmiech z twarzy Piekarczyka.
– Co się stało? – powtórzył nerwowo.
– Pan Janek miał wypadek. Jak szybko możesz tu być?
W łazience właśnie rozszumiała się woda, ale dla Ryśka to już nie miało znaczenia. Przeliczył szybko odległość i odpowiedział:
– Piętnaście minut.
– Czekam. – Deczkowski rozłączył się bez dalszych tłumaczeń.
Dwie minuty później dziewczyna pod prysznicem usłyszała ciche trzaśnięcie drzwi. Westchnęła rozczarowana, a potem przekręciła kurek. Zimna woda popłynęła wartkim strumieniem.
*
Paweł czekał przed głównym wejściem. Nietrudno było go dostrzec, bo ogromna, nieco misiowata sylwetka i szopa jasnych włosów, nieodmiennie przywołujące na myśl wikinga, zwracały uwagę każdego przechodnia. Rysiek podbiegł do niego i nerwowo zapytał:
– Jak?
Zanim odpowiedział, Paweł ruszył do budynku, więc Piekarczyk dotrzymywał mu kroku.
– On jest połamany – mówił cicho Deczkowski. – Obie nogi i kilka żeber. Ogólne stłuczenia i w ogóle – zawiesił głos, by po chwili dodać: – Gorzej z panią Wojas. Lekarze mówią, że rokowania są nie najlepsze.
– Kurwa.
– No – potaknął Paweł.
Rysiek przygryzł wargę.
– Kasia?
– Na Mazurach z koleżankami.
– Ktoś do niej dzwonił?
– Ja nie i nie sądzę, żeby ktoś z personelu.
Dotarli do sali, na której leżał ich mentor, przyjaciel i opiekun, człowiek, który przez lata stanowił ich opokę, nauczyciela i namiastkę rodzica. Stanęli przed wejściem, bo jakoś żaden nie potrafił ot tak, po prostu go minąć. Sekunda, potem druga i w końcu przekroczyli próg.
Ranny popatrzył na nich nerwowo. Odkąd jakiś młody i wrażliwy lekarz drżącym głosem powiedział mu o stanie żony, bał się, że kolejne otwarcie tych drzwi może oznaczać następną, jeszcze gorszą informację. Gdy więc Wojas zobaczył swoich uczniów, odetchnął z ulgą.
– Dzień dobry, panie Janku. – Rysiek pochylił głowę, a jego oczy rozjaśniła czułość, jaką zwykle dzieci mają dla rodziców. – Jak się pan czuje?
– Gówniano – burknął Janek, powstrzymując w ostatniej chwili dosadniejsze słowo, które cisnęło mu się na usta. Co prawda chłopcy dawno już byli dorośli i zapewne używali wulgaryzmów, dla niego jednak pozostali tymi pryszczatymi nastolatkami, którzy lata temu pojawili się w jego sekcji.
– Boli? – dopytywał Piekarczyk.
– Już nie. Jestem naćpany jak jakiś rockman przed koncertem. – Uśmiechnął się krzywo, ale zaraz spoważniał. – Musicie pojechać po Młodą.
– Zadzwonię… – zaczął Paweł, ale Wojas machnął niecierpliwie ręką.
– To takie totalne zadupie. Agroturystyka w środku lasu. Wciąż nie rozumiem, co te dziewczyny tam ciągnęło. Normalne dziewiętnastolatki to chyba powinny wybierać jakiś Kraków, Wrocław czy Gdańsk, gdzie można poszaleć w nocnych klubach, potańczyć na dyskotekach, czy coś… – Wojas mówił szybko, a oczy mu nienaturalnie błyszczały. Chłopcy wymienili szybkie spojrzenia, bo nienawykli do takiej wylewności u opiekuna. – A im się zachciało agroturystyki. Młoda coś tam marudziła o naturze, zdrowym odżywianiu i takich tam bzdurach. – Spojrzał z wyrzutem na Ryśka, dając mu do zrozumienia, że to jego nagła fascynacja zdrowym odżywianiem jest przyczyną nienaturalnego zachowania jedynaczki Wojasów. – No i wybrały koniec świata w lesie, bez telefonu i zasięgu. Musicie po nią pojechać.
Paweł zacisnął usta i pokręcił głową.
– Nie dam rady – powiedział przepraszającym tonem. – Mam służbę.
Ranny utkwił wzrok w drugim z przyjaciół. Rysiek spiął się, ale nie odpowiedział.
– Zbyszek jest w Neapolu. – Wojas przywołał trzeciego z chłopców, tego, którego pomagał wychowywać i który poniekąd należał do rodziny. – Przyleci najszybciej jak się da, ale to i tak długo. Nie prosiłbym cię, ale Ninka… – Nagle brakło mu tchu, więc nie dokończył. Rysiek pochylił głowę. Doskonale rozumiał, co Wojas chciał powiedzieć. Nina Wojas umierała. Jeśli Kasia będzie gdzieś tam bawić się z koleżankami, kiedy jej matka umrze, nigdy sobie tego nie wybaczy. On o tym wiedział najlepiej.
– Pojadę – obiecał więc cicho.
– Ryśku…
– Pojadę. Niech pan poda adres.
Kilkanaście minut później, jadąc w kierunku małej wiochy gdzieś na Mazurach, Rysiek starał się nie myśleć, że przyjdzie mu spędzić kilka godzin w samochodzie z zauroczoną nim dziewczyną, której ojcu dwa lata wcześniej obiecał, że postara się, by o nim zapomniała.