Spirito
Aga Kalicka
Zita i Spirito złożyli w dzieciństwie przysięgę krwi, że zawsze będą razem. W świecie Mano d’onore niczego nie można być jednak pewnym. Przekonują się o tym, gdy w wyniku mafijnych porachunków tracą wszystko, także siebie nawzajem.
Po latach Spirito wraca na łono mafii. Nikt nie wie, gdzie się podziewał ani jakim cudem przeżył egzekucję, w której zabito mu całą rodzinę.
Najbardziej zaskoczona jego powrotem jest Zita. Dziewczyna nie ma pojęcia, że Spirito zawsze nad nią czuwał. Nie zważając na kłody rzucane jej pod nogi, uparcie próbuje dojrzeć w nim chłopaka, któremu wbrew zdrowemu rozsądkowi zawsze ufała.
Spirito jest zdystansowany, emocjonalnie niedostępny i chorobliwie zawzięty. Zamierza dotrzymać obietnic, które przed laty złożył dziewczynie, mimo że wzajemnie się wykluczają. Dał słowo, że zawsze będą razem. Przysiągł, że usunie z jej drogi wszystkich złych ludzi.
Jak potoczą się ich losy, kiedy Zita pozna prawdę? Gdy zrozumie, że ze wszystkich złych najgorszy jest Spirito, i dowie się, że całe zło, które ją spotkało, to jego sprawka.
Książka zawiera sceny i opisy, które mogą wywołać dyskomfort u bardziej wrażliwych czytelników.
W trosce o nich uprzedzamy, iż fabuła powieści obejmuje wątki: gwałtu, brutalnych morderstw, tortur, handlu narządami. Pojawiają się w niej też wulgaryzmy i opisy aktów przemocy.
Informacje o książce
Rok I wydania: 2024
Format: 14.0×20.5 cm
Okładka: miękka
Liczba stron: 332
druk ISBN 978-83-7995-705-7
ebook ISBN 978-83-7995-706-4
Ceny sugerowane:
książka: 54,99 zł
ebook: 39,99 zł
Fragment
Wcześniej
Towarzyszyła mu od dnia narodzin. Składała pocałunki na przebijających przez prześwitującą skórę żyłkach, mrożąc w nich krew. Kołysała przy akompaniamencie szlochu jego zrezygnowanej, wyczerpanej ciężkim porodem matki, obserwując siniejące paluszki. Był taki niewinny. Wciąż rozkosznie ciepły, mimo że zabrała mu oddech. Gdy myślała już, że zasnął na wieki, niespodziewanie otworzył oczy. Bum. Bum. Bum. Małe, waleczne serduszko. W chwili, kiedy położnik przeciął pępowinę, a pierwszy krzyk chłopca, do złudzenia przypominający przeciągłe: „Jaaaaaa”, rozbrzmiał w sali porodowej, uciekła spłoszona, pewna, że i tak go odnajdzie.
Dorastał. Podczas gdy jego rówieśnicy wymieniali się kartami piłkarskimi i robili proce, on uczył się wycinać narządy, dbając o zachowanie ich anatomicznych struktur. Za każdym razem, kiedy pochylał się nad stołem sekcyjnym, sprawiał wrażenie nieobecnego. Zupełnie jakby to jego duch, a nie leżącego przed nim nieszczęśnika, opuszczał ciało. Każde wykonywane z wyuczoną przez lata kliniczną precyzją cięcie, naznaczenia zimnym ostrzem, pozostawiało ślad w nim samym. Żłobienia w lodowaciejącej skamielinie – sercu.
Czuł na karku jej oddech.
Nieraz próbował uciec, sądząc, że ją przechytrzy, lecz coraz rzadziej bywał zdziwiony, gdy poklepywała go w ramię, szepcząc: „A kuku”. Nie miała nieświeżego oddechu ani trupiobladych policzków. Pachniała słodko. I była bardzo samotna. „Na zawsze razem. Ty i ja, Spirito. Ty i ja…”, powtarzała melodyjnym głosem. Obejmowała go ramionami, ściskała, zgniatając żebra, a kiedy wypuszczał z sykiem powietrze, był pewny, że wraz z nim uchodzi z niego coś jeszcze.
Podszedł do umieszczonej przy ścianie umywalki, ściągnął maseczkę, rękawiczki i uniósł głowę, by przyjrzeć się swojemu odbiciu w lustrze.
– Muszę stąd wyjść – rzucił w przestrzeń. – Jestem zmęczony. Mam wrażenie, że… – rozejrzał się dookoła – z każdej strony otacza mnie śmierć i wysysa ze mnie życie. Czuję jej słodki zapach. Zaraz pęknie mi łeb. – Włożył palce między włosy i energicznie potarł skórę głowy.
Uczący go techniki sekcyjnej doktor Bandetti parsknął gorzkim śmiechem.
– Użyłeś nieodpowiedniego ostrza – oznajmił, ignorując przemyślenia chłopaka. – Następnym razem sięgnij po to z numerem cztery i tnij wzdłuż ciała, począwszy od szyi, na spojeniu łonowym kończąc. Omiń pępek – instruował. – Nie przekażę twojemu ojcu, że opowiadasz takie głupoty, ale nie chcę tego więcej słyszeć. I nie patrz na mnie w taki sposób. – Zrobił krok w tył, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały. – Za niedługo nasze spotkania dobiegną końca. Jesteś już gotowy.
– Niby na co? Mam niecałe czternaście lat. Nie wybieram się jeszcze na studia – prychnął. – Poza tym mówiłem, że chcę zostać weterynarzem, a wy zamykacie mnie w trupiarni i na akord patroszę zwłoki.
– Weterynarzem. – Lekarz zaśmiał się w głos. – Wiesz, że to taki gość ze swoim, a nie cudzym, sercem na dłoni? – Uśmiechnął się pod nosem i wysunął z chłodni ciało dobrze znanego chłopcu psychologa. – Troska o innych to twój konik – drwił.
– Zabiłem go, bo tego chciał ojciec. Jeszcze zanim wszedłem do gabinetu, wiedziałem, że to zrobię. Taki dostałem rozkaz.
– A potem, jak gdyby nigdy nic pojechałeś do kolegi, bo umówiłeś się na nocowanie. Spłynęło to po tobie.
– Może i tak. Ale zwierzęta lubię – odparł, wzruszając ramionami. – Kończę na dziś – oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu, w momencie kiedy rozbrzmiał dzwonek.
Przed wejściem do sali stała przestępująca z nogi na nogę dziewczynka. Nerwowo poprawiała zsuwającą się z czubka głowy żółtą kokardę dobraną pod kolor sukienki. Coraz mocniej uderzała pięścią w metalowe drzwi i co rusz, marszcząc groźnie brwi, zerkała w kamerę. W drugiej ręce kurczowo ściskała płócienny worek z troczkiem.
– Proszę otworzyć, to jak zwykle ja, Zita Belgamonte!
Spirito szybkim ruchem rozwiązał fartuch, zmiął go w kłębek i odrzucił na bok. Przykrył zwłoki, zasunął parawany i podbiegł do szafki z przyborami toaletowymi. W biegu poprawił włosy, chwycił perfumy, po czym zaczął rozpylać je w pomieszczeniu. Lekarz przyglądał się temu z nieukrywanym zdumieniem.
– Pato-zjeb – bąknął ledwo słyszalnie. – I tak jej tu nie wpuszczę. Jeszcze nie skończyliśmy, a z tego, co wiem, ojciec kazał ci omijać ją szerokim łukiem. – Założył ręce na piersi. – Stanowisz dla niej zagrożenie – dodał głośniej.
– Powiedziałem, że mam dość – warknął chłopak w odpowiedzi. – Ale – uniósł palec – mogę zmienić zdanie, jeśli ją wpuścisz. Pół godziny, no kurwaaa – jęknął przeciągle, próbując coś ugrać. – Obiecuję, że tym razem nic jej nie zrobię.
– Wykluczone. Nigdy nie dotrzymujesz obietnic.
Spirito źle znosił odmowy. Obdarzył lekarza przeszywającym na wskroś spojrzeniem. Był wyjątkowo spokojny, opanowany niczym mnich. Taki właśnie bywał, gdy miał w planach…
– Dobra, zgoda. Nie morduj mnie… wzrokiem. – Lekarz zaśmiał się nerwowo, a chłopak zmarszczył brwi, zaskoczony, że tak łatwo poszło. – Też potrzebuję przerwy. Macie pół godziny, ani minuty dłużej. Przyniosę nam coś do żarcia. – Ruszył ku drzwiom, ale wkrótce przystanął i obejrzał się za siebie. – Nie bądź taki zdziwiony, dzieciaku. Na to jeszcze nie czas – zakończył enigmatycznie, a przekraczając próg, gestem zaprosił Zitę do środka.
Spirito potrząsnął ramionami, na siłę próbując przybrać swobodną postawę, lecz napięcie nie ustępowało. Lada moment miał stanąć twarzą w twarz z największym wrogiem, zaryzykować zmianę stanu skupienia. Na własne żądanie poddać się torturom i roztopić pod ostrzałem ciepłego spojrzenia Zity – lub wręcz przeciwnie, odurzać strachem, którego nie potrafiła zamaskować nawet czerń jej oczu.
– No i dlaczego nie włazisz? – burknął z pretensją i podszedł do drzwi. Dopiero wtedy dziewczynka wykonała krok, a szeroki uśmiech, jaki zagościł na jej twarzy, uwydatnił okolone czarnymi lokami, pyzate policzki.
– Czekałam, aż podejdziesz – odpowiedziała, nie zrażając się jego tonem. – Nie chciałam, żebyś przestraszył mnie tak, jak ostatnio. Wolę cię widzieć. Nie zakradaj się, udając ducha.
Spirito przyjrzał się jej z uwagą.
– A co, boisz się duchów? – zapytał zaczepnie.
– Tak, bardzo – przyznała wprost.
– Ale wiesz, że mam na imię Spirito?[1]
– Oczywiście. – Przełknęła ślinę. – Może dlatego czasem się ciebie boję? – rzuciła lekko i zajęła miejsce przy stoliku.
– Po co więc znów tu przyszłaś?
– Miałam ochotę. A poza tym stał się cud! – wykrzyknęła podekscytowana, gdy usiadł naprzeciwko. – Chłopcy, którzy dokuczali mi w szkole, już tego nie robią. Jestem dla nich niewidzialna. Zupełnie jakbym była – zamyśliła się, a po chwili pstryknęła palcami – no właśnie, duchem.
– Z kim się zadajesz, takim się stajesz – skwitował Spirito.
– Pewnie podziałały słowa: „Proszę, przestańcie”, bo powtórzyłam je aż pięć razy.
– Prędzej: „Wypatroszę was jak króliki”, ewentualnie: „Jedyne, co wam się w życiu uda, to umrzeć”.
Dziewczynka zamarła, a następnie pokręciła głową z niedowierzaniem i fuknęła obrażona:
– Miałeś mi nie pomagać.
– Obiecałem, że usunę z twojej drogi wszystkich złych ludzi – przypomniał.
– Chciałam poradzić sobie sama! – Poderwała się z miejsca, po czym zaczęła krążyć po pomieszczeniu, nerwowo wymachując workiem.
Spirito obserwował tę scenę z nieukrywanym znudzeniem.
– Skoro tak, następnym razem o nic ich nie proś, tylko weź grabki i wbij im w oczy.
Zita stanęła przed nim i spojrzała na niego buntowniczo.
– Jestem dziewczyną, jakbyś nie zauważył – stwierdziła z wyrzutem.
– No i? Możesz wziąć różowe. – Zaśmiał się cicho.
Zita też chciała to zrobić, ale w ostatniej chwili zakryła usta, bo właśnie z powodu donośnego, nietypowego śmiechu dokuczali jej rówieśnicy. Próbowała chichotać jak koleżanki, lecz w efekcie i tak wiecznie zrywała boki, rżąc jak koń.
– Co masz w tym worku? – zapytał zaciekawiony Spirito.
– Ważne rzeczy. Mogę pokazać, jeśli zrobisz dla mnie coś w zamian – zaproponowała i nie czekając na odpowiedź, rozwiązała sznurek. – To tułów maskotki, którą mi podarowałeś. – Położyła go na blacie i ponownie zanurzyła rękę w worku. – A to jej główka. Oderwałam ją w złości po tym, jak z zaskoczenia uciąłeś mi pukiel włosów. – Spojrzała na chłopaka z pretensją i z powrotem usiadła przy stole. – Twoim zadaniem jest połączyć te dwa elementy. Przyszyć – tłumaczyła. – Ja nie potrafię, a ty masz wprawę, bo szkolisz się na rzeźnika. – Wskazała ruchem głowy na parawany.
Spirito parsknął śmiechem.
– Kto naopowiadał ci takich głupot?
– Sama wywnioskowałam. Ostatnio nie zakryłeś narzędzi. Takie same lub bardzo podobne widziałam u pana Castello, rzeźnika. Jest tu zimno, śmierdzi środkami czystości i czymś jeszcze…
– Śmiercią – wszedł jej w słowo. – Myślałem, że szyciem zajmuje się krawiec, a rzeźnik – uśmiechnął się cwaniacko – kawałkowaniem, rozczłonkowywaniem, grzebaniem we flakach…
– Czy możesz tak nie mówić? – Zaniepokojona, odchyliła się na krześle. – Przyszyjesz czy nie? – zapytała niepewnie. – Masz igły. Je też widziałam.
Spirito wszedł za parawan. Po chwili wrócił z zestawem do zakładania szwów. Położył go na stole, sięgnął po igłę i rozpoczął „operację”.
– A dlaczego wybrałeś taką, a nie na przykład tę? Nie chcę, żebyś za bardzo poszarpał materiał. – Przyglądała się oceniająco, gdy przeciągał przez niego nić.
– Ta, którą wskazałaś, sprawdza się w chirurgii plastycznej. Igła konwencjonalnie tnąca. W tym przypadku wystarczy odwrotnie tnąca, gwarantująca optymalną penetrację tkanki. Idealna do zszywania miśków i ust gadatliwych dziewczynek. – Spojrzał na Zitę i dodał: – Wolałem, gdy tylko się na mnie gapiłaś.
– Było, minęło – wypaliła. – Już się ciebie nie wstydzę, tylko trochę boję, ale nie zapominaj, że zawarliśmy pakt. – Dotknęła blizny na przedramieniu.
– Jak to się ma do tego, że mój ojciec wie o tym, że cię pociąłem? Miałaś trzymać gębę na kłódkę. Milczeć – warknął. – Pożałujesz, że nie dotrzymałaś słowa.
– Dotrzymałam! – krzyknęła piskliwie. – Pan Beneventano zauważył nacięcie i od razu wiedział, że to twoja sprawka, ale nie potwierdziłam. Milczałam jak grób – powiedziała pewnie. – Poprosił, żebym nie mówiła o tym mamie, i zapytał, co chcę w zamian za dotrzymanie sekretu.
– Powiedziałaś, że nic? – dociekał.
Zita poruszyła się niespokojnie pod naporem jego spojrzenia.
– Nie no – sapnęła – przecież potrzeba mi wielu rzeczy, ale wiem, że twoi rodzice mają problemy finansowe, bo zmniejszyli wypłatę mojej mamie, więc wybrałam pudełko koralików i szminkę. Fajnie mieć malinowe usta.
– Wychodzi na to, że można kogoś zdradzić, milcząc. W tym przypadku przyjęcie łapówki jest równoznaczne z potwierdzeniem przypuszczeń starego. Złamałaś postanowienia paktu. Zrywam go.
– Jest wieczysty! – oburzyła się. – Nie wykręcisz się teraz! Ty i ja Spirito. Ty i ja…
Chłopak zmrużył oczy, przechylił głowę i uśmiechnął się lekko.
– Masz rację. – Złapał ją za rękę, by móc zetknąć ze sobą dwa łączące ich symbole. Wyciętą przez Zitę literę „Z” na jego przedramieniu i „S”, którym on naznaczył dziewczynę. – Pocałunek na zgodę? – zaproponował i pochylił się nad stołem.
– W policzek czy w dłoń? – zapytała.
– W usta. Podczas pocałunku zwiększa się ich ukrwienie. Będą malinowe. Lubisz takie.
– A będzie tak jak w filmach czy inaczej? Bo nigdy się z nikim nie całowałam.
– Ja też nie – przyznał. – I oczywiście. Wymyśliłem już nawet scenariusz.
– Dobrze, ale trochę się boję, ponieważ nie wiem, czego się spodziewać – stwierdziła zawstydzona.
Przez chwilę, która zdawała się wiecznością, nie spuszczali z siebie wzroku, aż w końcu zbliżyli twarze i nieporadnie zderzyli się nosami. Zita rozchyliła usta, gdy Spirito obrysowywał je palcem. Dotknęła jego bladego policzka. Zadrżała. Przymknął powieki, całując ją delikatnie. Pachniała trawą, świeżym powietrzem i czymś jeszcze. Nie potrafił sklasyfikować tego nieoczywistego zapachu. Nie znał go. Przygryzł jej wargę i otworzył oczy. Zarejestrował moment, w którym zdała sobie sprawę, że jest w pułapce, a zdrada to siewca obustronnego bólu.
Pierwsza cieknąca jej po brodzie krew.
Pierwszy wbity w jego plecy sztylet.
Mocniej zacisnął zęby. Zita jęknęła w boleści.
Odsunął się nieznacznie, trzymając ją za kark, by uniemożliwić jej wykonanie ruchu.
– Zrywam pakt – wydusiła, łkając żałośnie. Warga pulsowała. Krew kapiąca na stolik, mieszała się ze łzami.
– Ojejku – rzucił ironicznie. – Jakie to szczęście, że jest wieczysty – przytoczył jej słowa – bo zabrzmiało groźnie.
– Już nie żyjesz – zagroziła, mimo że trzęsła się ze strachu.
Spirito przyłożył dłoń do piersi, a po chwili nią potrząsnął.
– Faktycznie chłód. Trupie serce. – Wzruszył niedbale ramionami. Chwycił dziewczynę za włosy, przyciągnął ją bliżej siebie i obdarzył lodowatym spojrzeniem. – Ty i ja, Zito – wycedził. – Ty i ja…
Przezroczysty chłopiec i strachliwa dziewczynka.
[1] Spirito (wł.) – duch