Egoistka – Emilia Kubaszak

W sercu luksusowego osiedla w Koninie ma miejsce wypadek, który przyciąga tłumy gapiów. O ile można nazwać wypadkiem zdarzenie, które zostało starannie zaplanowane, choć ostatecznie wymknęło się spod kontroli.

Leżąca na jezdni nieprzytomna kobieta okazuje się być zaginioną przed wieloma miesiącami żoną Filipa Rowickiego. Widoczna gołym okiem ciąża – kolejnym ciosem dla niego. Niemym obserwatorem rozgrywających się zdarzeń jest nie kto inny, jak Beata Kornicka. Zirytowana pasmem porażek, odtrąceń i upokorzeń znów rozdaje karty w swej pozbawionej skrupułów grze.

Na jej drodze jednak staje ktoś, kto może nie tylko zniweczyć jej plany, ale także zmusić ją do zastanowienia się nad własnym życiem. Czy Beata jest gotowa na zmierzenie się z konsekwencjami swoich działań? A może przeznaczenie ma dla niej inne plany?

Informacje o książce

Rok I wydania: 2023
Format: 14.0×20.5 cm
Okładka: miękka

Liczba stron: 250

książka ISBN 978-83-7995-708-8
ebook ISBN 978-83-7995-709-5

Ceny sugerowane:
książka: 49,99 zł
ebook: 39,99 zł

 

Gdzie kupić?
Kupując w tych księgarniach wspierasz Autora i Wydawnictwo
Księgarnia naszego wydawnictwa
Kupując w MadBooks wspierasz Autora i Wydawnictwo
Fragment

1

Sygnał karetki jest jednym z pierwszych dźwięków, które człowiek świadomie rozpoznaje w życiu. Już małe dzieci, w ramach ćwiczeń logopedycznych, powtarzają głoski i-o, i-o lub e-o, e-o, rozciągając mięśnie aparatu mowy i przyzwyczajając się tym samym do brzmienia syreny, które przyjdzie im nader często słyszeć podczas codziennych spacerów po mieście. Dla ciekawych świata kilkuletnich obserwatorów pędzące pogotowie stanowi nie lada atrakcję. Wywołuje w ich nieświadomych niebezpieczeństwa umysłach radość, a także dreszcz ekscytacji, że rozpoznają pojazd znany z twardych, kolorowych stron książeczek edukacyjnych. Dźwięk dźwiękiem, ale te migające światełka! To dopiero jest widok, o czym z przejęciem opowiedzą każdej osobie, która poświęci chwilę na uważną rozmowę z nimi.
Postrzeganie karetki pogotowia ratunkowego ulega zupełnemu przewartościowaniu w nastoletnim lub dorosłym życiu, gdy przychodzi zmierzyć się z jej przyjazdem do członków własnej rodziny lub do danego człowieka osobiście. Gdy od tego, w jakim tempie dotrze ona do domu czy miejsca nieszczęśliwego zdarzenia, zależy drogie nam życie.
Kiedy dzieje się coś złego, człowiek ma wrażenie, że świat zatrzymuje się w miejscu, zamiera wstrząśnięty tragedią, do jakiej doszło. Tak jednak nie jest. Rzeczywistość rozwiewa te wyobrażenia, miażdży je swoją brutalną obojętnością. Glob ziemski nadal kręci się wokół własnej osi oraz wokół słońca, wbrew pozorom nie słabnie też siła grawitacji, mimo iż osobom dotkniętym nieszczęściem zdaje się, że spadają w ciemną otchłań rozpaczy. Dźwięki wcale nie milkną, zagłuszają je tylko głośne, przyspieszone bicie serca i dudnienie w uszach spowodowane nagłym skokiem ciśnienia.
Na parkingu przed jednym z nowoczesnych, niedawno oddanych do użytku osiedli w Koninie panował zwyczajowy hałas, jak gdyby nie stało się nic złego, a to, że ktoś umiera pośrodku tętniącego życiem miasta, nie miało absolutnie żadnego znaczenia. Świat ani się nie zatrzymał, ani nawet nie zwolnił, wskazówki zegarów nadal czyniły swoją powinność, odliczając kolejne sekundy życia osób, które tego dnia nie poświęciły ani chwili na myśli o śmierci. Trudno zresztą o niej myśleć, gdy tyle rzeczy jest do zrobienia, a na wszystko brakuje czasu.
Do uszu zebranych docierał szum generowany przez pojazdy pędzące ulicami miasta, warkot silników zarzynanych przez zirytowanych kierowców, którym śpieszyło się do codziennych obowiązków, podniesione głosy dzieci przekrzykujących się na pobliskim placu zabaw. Jednak dla osób znajdujących się pośrodku parkingu zwyczajne czynności straciły w tym momencie na znaczeniu. Całą ich uwagę pochłonęło wydarzenie, którego byli świadkami lub czynnymi uczestnikami.
Para na jezdni stanowiła centrum kręgu, który utworzyły osoby rozstawione wokół jego środka. Najdalej stał Piotr Wachnicki – niski, niezbyt atrakcyjny, łysiejący mężczyzna, który parał się usługami detektywistycznymi. Trzymał w dłoni telefon, a jego pozbawiony emocji głos odbijał się echem od ścian bloków z modną ostatnio elewacją w odcieniach szarości. Z racji zawodowego charakteru swojej obecności w tym miejscu, jak i cech psychiki nieskażonej nadmiernym współczuciem, co czyniło go człowiekiem obojętnym na ludzkie dramaty, był najbardziej zdystansowaną wobec sytuacji osobą, toteż wykręcił numer ratunkowy i rzeczowo podał rodzaj i miejsce zdarzenia odpowiednim służbom.
W tym samym czasie otumaniona uderzeniem w głowę młoda, szczupła kobieta, Tamara Łopuska, zdążyła podnieść się z kolan. Jej szeroko otwarte oczy prześlizgiwały się po śladach krwi rozmazanych na asfalcie oraz twarzach uczestników zdarzenia. Oszołomiona spojrzała na zadrapane dłonie, które dygotały w rytm jej rozedrganego serca. Odwróciła głowę, a jej wzrok spoczął na mężczyźnie, który nieruchomo tkwił za uchylonymi drzwiami samochodu.
Mirosław Tymański, przystojny, dobrze ubrany biznesmen, a jednocześnie sprawca całego zdarzenia, stał jedną nogą na jezdni, drugą natomiast cały czas trzymał w aucie, jakby znajdował się pomiędzy tym, co wydarzyło się naprawdę, a tym, co podpowiadały mu głosy w jego głowie. W oszołomieniu na widok sceny, która rozegrała się przy niemałym jego udziale, nie wiedział, co się za chwilę wydarzy, czego może się spodziewać, co powinien zrobić i od czego może jeszcze uciec.
Jakby na przekór panującemu wokół zamieszaniu, pełnemu życia, rozmów i oddechów, ciało Elżbiety Rowickiej, kobiety potrąconej przez luksusowe auto Mirka Tymańskiego, robiło się coraz cięższe, a mięśnie jeden po drugim odmawiały posłuszeństwa, czyniąc jej kończyny coraz bardziej bezwładnymi. Przypływ adrenaliny był jednak tak silny, że klęczący na jezdni Filip Rowicki zdawał się nie czuć, że omdlewają mu ręce. Nie bacząc na krew brudzącą mu ubranie, położył głowę swojej poszukiwanej od kilku miesięcy żony na własnych kolanach i nieustannie szeptał do niej słowa miłości, tłumione, odkąd widział ją po raz ostatni. Nagromadzone miesiącami, wylewały się teraz z jego ust urywanymi zdaniami, wypełniając czas pomiędzy pocałunkami, którymi obsypywał jej twarz i włosy. Pachniała inaczej, wyglądała inaczej, mimo to nadal była jego żoną, której ślubował miłość i wierność. Trzeciego fragmentu przysięgi nie chciał wypowiadać na głos, bo podskórnie czuł, że stoją właśnie na krawędzi życia, smagani nieprzychylnym wiatrem chwieją się nad przepaścią i być może właśnie nastał ten moment, w którym obiecał, że będzie jej towarzyszyć i że jej nie opuści.
Mirosław Tymański wpatrywał się w mężczyznę, który trzymał w objęciach jego Elę. Ten facet wyglądał przy nim jak ubogi krewny. Widok był tak surrealistyczny, że zamrugał kilka razy, nie przyniosło to jednak oczekiwanego rezultatu. Koszmar trwał nadal, a przecież tam, na jezdni, zaledwie kilka kroków od niego, leżała jego żona. To on powinien dawać jej teraz wsparcie i ochronę. Po chwili wahania trzasnął drzwiczkami auta i ruszył w stronę klęczącego mężczyzny.
Zostaw ją! – chciał krzyknąć, ale z jego gardła wydobyło się jedynie pełne napięcia głośne charknięcie.
Filip Rowicki był w szoku, bał się poruszyć, by nie wyrządzić jeszcze większej krzywdy swojej żonie. Spojrzał przelotnie w górę, odsunął zdecydowanym ruchem rękę mężczyzny, jakby oganiał się od natrętnego owada, ale ta ponownie chwyciła w żelazny uścisk jego ramię, napinając materiał kurtki, która teraz boleśnie wpijała mu się w pachę.
W tym momencie do Tymańskiego podszedł detektyw Wachnicki, złapał go za barki i silnym szarpnięciem odciągnął do tyłu. Mirek zwinnie wyrwał się z jego uścisku i obrócił do nich tyłem. Wachnicki podążył za nim wzrokiem i rzucił ostro w stronę pleców oddalającego się sprawcy:
– Dokąd to?!
Tymański zdawał się go nie słyszeć, szybkim krokiem zmierzał do auta. Detektyw ruszył za nim, złapał go za ramię, a tamten automatycznie odwrócił się i bez ostrzeżenia wymierzył cios prosto w nalaną twarz detektywa. Zaskoczony atakiem Wachnicki zatoczył się kilka kroków do tyłu, na chwilę zamroczyło go tak, że przed oczami widział tylko ciemność i rozmazujące się w niej plamy. Jednocześnie poczuł bryzgającą z nosa krew.
Tamara Łopuska krzyknęła z przerażenia, odruchowo podbiegła do drzwi luksusowego auta, blokując do niego dostęp. Nim Tymański zdążył do niej doskoczyć, usłyszeli charakterystyczny dźwięk. I-o, i-o czy e-o, e-o narastało, odbijając się głośnym echem od ścian budynków. Potem akcja potoczyła się błyskawicznie.

Bluszcz - Emilia Kubaszak
Egoistka - Emilia Kubaszak

Pozostań z nami w kontakcie!

Zapisz się na nasz newsletter. Raz w tygodniu otrzymasz informacje o naszych książkach i promocjach na nie!

Dziękujemy, że jesteś z nami!