Chwila która trwa - GosiaLisińska

Chwila która trwa
Gosia Lisińska

Czy chwila może trwać wiecznie?

Jola i Marek mają wspólną przeszłość. Ta jednak, zamiast ich łączyć, buduje między nimi mur.

Wzajemne pretensje, przemilczenia i tajemnice, sprawiają,  że chociaż Jola kocha ojca swojego dziecka, a on jej pragnie, nie potrafią sobie zaufać.

Oto historia pary, która musi się stracić, żeby się odnaleźć. Historia o dojrzewaniu i przebaczaniu. I o bezwzględnej miłości.

Gdzie kupić?
Kupując w MadBooks wspierasz Autora i Wydawnictwo

 

Kupując w MadBooks wspierasz Autora i Wydawnictwo
Informacje o książce

Rok I wydania: 2022
Format: 14.0×20.5 cm
Okładka: miękka ze skrzydełkami

Liczba stron: 302

książka ISBN 978-83-7995-622-7
ebook ISBN 978-83-7995-623-4

Rok II wydania: 2024
Format: 12.5×19.5 cm
Okładka: miękka
Liczba stron: 200

książka ISBN 978-83-7995-804-7
ebook ISBN 978-83-7995-805-4

Ceny sugerowane:
książka: 49,99 zł
ebook: 39,99 zł

 

Fragment

Rozdział 1: Marek

Miałem kiedyś wielki dom
Złoty Paw[1]*

Cholera, jak jej było na imię? Stella? Bella? Kurwa! Kompletnie nie pamiętałem, a trochę głupio obudzić się w łóżku dupencji, która właśnie przyniosła ci do niego śniadanie, i nie pamiętać, jak ma na imię. Zwłaszcza że sposób, w jaki jej cycki podrygiwały tuż nad moją twarzą, kiedy mnie ujeżdżała wczorajszego wieczoru, pamiętałem świetnie.

– Cześć, śpiący królewiczu. – Blondynka postawiła tacę na stoliku przy łóżku, a ja odetchnąłem z ulgą. Okej. Ona chyba też nie pamiętała. – Usmażyłam ci jajka.

Powstrzymałem parsknięcie śmiechem, bo dwa dni temu oglądaliśmy z ojcem Kilera, więc tekst skojarzył mi się jednoznacznie. Laska raczej nie wyglądała na taką, która lubi polskie komedie, więc pewnie by jej to nie rozbawiło. Chciałem wstać, ale właśnie sobie uświadomiłem, że jestem goły, więc poczułem pewien dyskomfort. Co innego pieprzyć pannę wyrwaną w klubie po kilku drinkach, a co innego na trzeźwo paradować przed nią z fiutem na wierzchu.

– Cześć – burknąłem więc. – Gdzie moje ciuchy?

Pochyliła się, a po chwili na kołdrze wylądowały moje rzeczy. Ubrałem się błyskawicznie.

– Słuchaj… – Zawahałem się.

– Adele – podpowiedziała, przestając się uśmiechać.

Kurwa, nawet nie byłem blisko.

– Adele. – Skinąłem głową, unikając jej wzroku. – Świetnie się bawiłem, ale na mnie już czas. Dzięki za śniadanie. – Minąłem stolik, nawet nie zerknąwszy na tacę, chociaż kiedy zapach dobiegł moich nozdrzy, poczułem, jak żołądek ściska mi głód. Przy drzwiach zatrzymałem się i popatrzyłem na gospodynię. Mimo wszystko trochę głupio wyszło, więc dla złagodzenia sytuacji dodałem: – Może jeszcze kiedyś…?

Spojrzała na mnie wściekle:

– Pierdol się.

– Okej. – Wzruszyłem ramionami, po czym wyszedłem.

Dochodziła dziesiąta, a w sobotę o tej porze studenci odsypiali piątkowe picie, więc kampus świecił pustkami. Nie mieszkałem tutaj, bo sześć lat temu rodzice kupili mieszkanie na obrzeżach miasta i uznali, że wygodniej i taniej będzie, jeżeli się tam wprowadzę. Kasa zawsze stanowiła priorytet, tacy już byli. Mimo wszystko często bywałem na kampusie, bo albo piłem z kumplami, albo posuwałem tutejsze laski.

Ups, mamusia nie byłaby zadowolona, słysząc, jak się wyrażam. Wciąż narzekała, że za dużo przeklinam i że znam oba języki, tak polski, jak i angielski, na tyle dobrze, żeby nie ograniczać się tylko do tych kilku słów. Niby miała rację, ale ja po prostu lubiłem bluzgać. Bluzgać, pieprzyć i tłuc się z chłopakami na macie. Kurwa, trzy najzajebistsze rzeczy pod słońcem. Jest w ogóle takie słowo? Najzajebistsze. Fajne.

W drodze do domu zajrzałem do maka, bo podrażniony zapachem jajek żołądek dopominał się napełnienia. Usiadłem w kącie i przez chwilę delektowałem się kanapką i kawą. Wolałbym tamtą jajecznicę, ale kolejne kilkadziesiąt minut w towarzystwie dziewczyny, o której wiedziałem tylko, że potrafi zrobić świetnego loda, nie wchodziło w grę. Unikałem tego od… Od zawsze.

Drzwi lokalu rozsunęły się, wpuszczając trzy rozgadane nastolatki. Przyglądałem się im przez chwilę z jakąś chorą fascynacją. Szczególnie jednej: drobniutkiej szatynce o twarzy dziecka. Patrzyłem, jak podchodzi do kasy i rozmawia z pryszczatym chłopakiem. Wyglądała pokracznie w tych krótkich spodenkach, nad którymi koszulka opinała wydęty brzuch. Kiedy rozmawiała z koleżankami, jak one chichotała zawzięcie. Jak dla mnie trochę zbyt zawzięcie. W niczym nie przypominała Jolki, a jednak nie mogłem oderwać od niej wzroku.

Jolka. Kurwa! Jolka.

Cholera! Nie myślałem o niej od tak dawna i nagle… Co mnie naszło?

Nastolatka spojrzała w moim kierunku, a potem ponownie pogrążyła się w rozmowie z chłopakiem za ladą. Już nie chichotała, przestała udawać i po prostu była zdenerwowana. Widziałem, że pryszczaty gówniarz się wkurwia, zaczyna machać rękami i krzyczeć na dziewczynę, a ona coś mu tłumaczy coraz bardziej zapłakana.

Przyglądałem się im spięty i co rusz, kompletnie nad tym nie panując, zerkałem na sterczący brzuch dziewczyny. Jak jakiś popieprzony perwers. Ale, cholera, nie potrafiłem się powstrzymać. Wróciły wspomnienia, chociaż przecież nie widziałem Jolki z takim brzuchem. Wyjechaliśmy z rodzicami z Polski zaraz po tym, kiedy mi powiedziała, że jest w ciąży. Zresztą, nawet gdybyśmy zostali, i tak bym nie zobaczył, bo rodzice zapłacili jej za skrobankę. Mama powiedziała, że jesteśmy za młodzi na dziecko, więc się tym zajęli. Nie, żebym żałował. Nie miałem wtedy nawet szesnastu lat. Kurwa! Szesnaście lat. Mniej niż ta mała, której się teraz przyglądałem. Który szesnastolatek jest materiałem na ojca? Chryste, skończyłem dwadzieścia dwa, a nadal na myśl o dziecku tężałem ze strachu.

Nie, nie żałowałem dziecka, ale czasami zastanawiałem się, jakie by było. Podobne do mnie czy do Jolki? Taki mały urwis jak Wojtek czy ślicznotka jak jej matka? Rozmyślałem o tym cholernie rzadko… Dobra, nie aż tak cholernie. Kiedy mój młodszy brat wpadał na jakiś głupi pomysł albo stroił durną minę, przychodziło mi do głowy tamto nieistniejące dziecko. Jakie by było? I, gdyby jednak się urodziło, czy bawiłoby się z wujkiem, młodszym od niego o dwa lata?

Wojtek przyszedł na świat już w Stanach. Ojciec mówił, że im się przytrafił, a ja czasami myślałem, że mama żałowała niedoszłego wnuka i specjalnie się postarała o dziecko. Tak czy inaczej, uwielbiałem smarka. Scalił naszą rodzinę po tamtej głupocie z Jolką.

Tyle razy powtórzyłem w myślach jej imię, że jakoś tak samoczynnie stanęła mi przed oczami. Najładniejsza dziewczyna w klasie. Cholera, w szkole! Wyglądała jak jakaś pieprzona modelka z tymi długimi nogami, świetnym tyłkiem i niezłymi cyckami. No i te ogromne sarnie oczy. Wiem, wiem, cycki dla faceta są priorytetowe, ale oczy Jolki… I usta: miękkie, wilgotne, wydatne. Wtedy o tym nie myślałem, ale teraz wspomnienie jej pełnych warg od razu skojarzyło się z zajebistym lodzikiem. Teraz, bo wtedy był jeden szybki i zawstydzający numerek. Jak to mówią: ledwie wszedłem, już doszedłem. To dlatego rzuciłem jej wtedy, że to nie mój dzieciak.

Kurwa, wiedziałem, że mój. Pamiętam jej nieśmiałość, ból przy pieprzeniu i krew na prześcieradle. Miała tyle samo doświadczenia co i ja. Zero, null i nothing. Łatwo było powiedzieć, że się puszczała, ale w głębi duszy wiedziałem, że nie, że wybrała mnie. Mnie. Najładniejsza dziewczyna w szkole wybrała mnie na pierwszy raz. Nieźle, co?

Potrząsnąłem głową, trochę zły na siebie za durne wspominki. Jakbym był babą. Nie należałem do romantycznych facetów. Pewnie dlatego, kurwa, że nie miałem pochwy, nie? Zarechotałem pod nosem, po czym wypiłem kawę i już miałem wstać, gdy pryszczaty gówniarz wyskoczył zza kasy, złapał ciężarną nastolatkę za rękę i zaczął szarpać.

Nie miałem pochwy, ale miałem jaja, a w nich płynęła polska krew. Żaden prawdziwy Polak nie pozwoli jakiemuś smrodowi z syfami na mordzie szarpać kobiety w ciąży!

Podniosłem się powoli i podszedłem do awanturującej się pary.

– Puść dziewczynę – poprosiłem.

Moje metr dziewięćdziesiąt wzrostu i ponad dziewięćdziesiąt kilo mięśni zwykle robiło odpowiednie wrażenie, ale ten gnojek chyba był zbyt nakręcony. Zadarł łeb, bo sięgał mi do brody, i spojrzał zaczepnie.

– Czego? – warknął.

– Puść. Dziewczynę – zaakcentowałem każde słowo.

– Bo co?

– Bo ci wpierdolę – wyjaśniłem grzecznie.

Chłopak poczerwieniał, co przy jego pryszczatej gębie raczej nie dodało mu urody, ale puścił nastolatkę, która szybko cofnęła się poza zasięg jego rąk. Uśmiechnąłem się do niej, a potem ruszyłem do wyjścia.

Zrobiłem ze trzy kroki, zanim krzyknęła. Zacząłem się odwracać. Zauważyłem ruch, więc zadziałał szkolony latami instynkt. Uchyliłem się. Pięść musnęła mój policzek. Odskoczyłem i błyskawicznie wyprowadziłem cios. Jeden, drugi, trzeci. Dziewczyna zaczęła wrzeszczeć, kiedy posłałem dupka na ziemię i przywaliłem czwarty raz. Zamachnąłem się jeszcze, ale już nie uderzyłem. Tu też zadziałało szkolenie. Odetchnąłem kilka razy, żeby uspokoić nerwy, po czym powoli się wyprostowałem.

Szczyl leżał z rozkwaszonym nosem, z którego płynęła krew, i płakał. Kurwa, miałem nadzieję, że go nie uszkodziłem.

Zbyt mocno.

* Wszystkie cytaty w oryginalnym brzmieniu za oficjalną stroną zespołu (www.dzem.com.pl/).

Światła w jeziorze - Gosia Lisińska
Pikantnie po włosku - Gosia Lisińska
Ja ciebie mocniej - Gosia Lisińska
Włoskie ciacho - Gosia Lisińska
Chwila która trwa - GosiaLisińska

Pozostań z nami w kontakcie!

Zapisz się na nasz newsletter. Raz w tygodniu otrzymasz informacje o naszych książkach i promocjach na nie!

Dziękujemy, że jesteś z nami!