Tysiąc powodów, by żyć
Ewelina Nawara
Od chwili, gdy usłyszała diagnozę, wiedziała, że będzie musiała pożegnać się z ukochanym. Śmierć Archera sprawiła, że Samantha utraciła nie tylko poczucie bezpieczeństwa, miłość i najlepszego przyjaciela, ale także cząstkę samej siebie. Gniew i smutek sprawiają, że rani najbliższe jej osoby, które mimo to starają się jej pomóc. W końcu wyjeżdża z Willow Creek, uciekając od wszystkiego i wszystkich.
Służba wojskowa nauczyła Connora, że ludzkie życie jest kruche, a koniec może nadejść niespodziewanie. Mimo to śmierć brata uderzyła w niego z siłą równą eksplozji bomby. Archer jednak znał Connora bardzo dobrze i dał mu ostatnie zadanie, które może uratować nie tylko jego. Życzeniem umierającego brata było, aby Connor zaopiekował się owdowiałą Samanthą. Zadanie nie tylko trudne ze względu na rozpacz Sam, ale prawie niemożliwe w świetle odżywających po latach uczuć jakie Connor wobec niej żywił.
W najtrudniejszej z chwil on obiecuje, że da jej tysiąc powodów, by żyć. Ale czy to wystarczy, by uleczyć złamane serce? Czy uczucia, które nigdy nie powinny się narodzić, będą miały szanse rozkwitnąć?
Informacje o książce
Rok I wydania: 2023
Format: 14.0×20.5 cm
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 258
książka ISBN 978-83-7995-642-5
ebook ISBN 978-83-7995-643-2
audiobook: 978-83-7995-644-9
Ceny sugerowane:
książka: 44,99 zł
ebook: 34,99 zł
audiobook: 44,99 zł
Fragment
ROZDZIAŁ 1: Connor
Milion myśli przebiegło mi przez głowę, gdy zobaczyłem, że Miles próbował się do mnie dodzwonić. Wiedział, że moja praca wymaga skupienia, dlatego czekał na mój telefon, a gdy czegoś potrzebował, wysyłał wiadomość. Miałem cholernie złe przeczucie, ale oddzwoniłem, choć wolałbym tego nie robić. Wiele bym dał, by nigdy nie usłyszeć słów, które wypowiedział. Próbowałem je wyprzeć, może coś źle usłyszałem… Jednak za nic nie poprosiłbym Milesa, by powtórzył.
Dudniło mi w uszach, słyszałem głośne bicie własnego serca.
Bum. Bum. Bum.
Archer nie żyje.
Bum. Bum. Bum.
Zmarł w domu.
Czułem smak krwi w ustach.
Bum. Bum. Bum.
Musisz przyjechać.
Bum. Bum. Bum.
Pogrzeb.
Kręciło mi się w głowie, nie mogłem ustać na nogach, osunąłem się po ścianie i usiadłem na podłodze. Rejestrowałem tylko pojedyncze słowa. Gdyby ktoś mnie zapytał, co odpowiedziałem bratu, nie przypomniałbym sobie. Siedziałem otoczony żołnierzami zawodowymi i po raz pierwszy w dorosłym życiu płakałem jak dziecko. Nie panowałem nad łzami, które spływały mi po twarzy, nie mogłem powstrzymać szlochu, który raz za razem wyrywał się z mojego gardła. W tej jednej chwili nie obchodziło mnie, gdzie się znajdowałem ani kto był w tym samym pomieszczeniu. Nie dbałem o to, co sobie pomyśleli, widząc mnie całego we łzach.
W takim stanie znalazł mnie przełożony, który znał sytuację i szybko się domyślił, co się stało. Nie miałem pojęcia, czy ktoś doniósł, że siedzę i płaczę. Krótkie „przykro mi, synu” było tym, czego się spodziewałem, jednak pułkownik przytulił mnie lekko, okazując wsparcie. Zaraz po tym kazał mi się wziąć w garść, bo były sprawy, którymi trzeba było się zająć. Którymi ja musiałem się zająć.
Dwie godziny później byłem już spakowany i gotowy do drogi. Nim opuściłem gabinet, pułkownik, który nadzorował całą placówkę szkoleniową, podał mi kopertę zaadresowaną do mnie.
– Co to jest? – Nie rozumiałem, dlaczego dawał mi ją w tym momencie.
– Twój brat napisał do mnie list… poprosił, bym dał ci go właśnie w tej chwili – odpowiedział ze smutkiem.
– Dziękuję, panie pułkowniku – pożegnałem się, zabierając ze sobą bagaż.
Wciąż zadziwiało mnie, jak cały mój dobytek, pomijając mundury wojskowe, mieścił się w jednym, dużym marynarskim worku. Bilety lotnicze i dokumenty wsunąłem do wewnętrznej kieszeni kurtki, pożegnałem się z kolegami, ale nie tłumaczyłem im powodu nagłego wyjazdu.
Bałem się, że gdy tylko powiem to na głos, znów się rozkleję, a na to nie mogłem sobie pozwolić. Byliśmy szkoleni, by znosić ból i cierpienie, przechodziliśmy piekielnie trudne treningi, które wzmacniały nasze ciała i hartowały ducha. Jednak w chwilach takich jak ta, gdy świat walił się na moją głowę, zastanawiałem się, czy cokolwiek byłoby w stanie przygotować mnie na śmierć brata.
Opuszczając to miejsce, czułem, jakbym żegnał pewien etap w swoim życiu. Nie miałem pojęcia, czy jeszcze tu wrócę, czy będę umiał robić to, do czego byłem szkolony, wiedząc, z jakim smutkiem zmagają się moi najbliżsi.
Moje myśli od razu powędrowały do Samanthy, która musi teraz przeżywać prawdziwe piekło na ziemi. Kochała Archera, był jej mężem i najlepszym przyjacielem. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, jak wielki ból musi teraz czuć. Siedząc w taksówce, wpatrywałem się w telefon. Zastanawiałem się, co mógłbym jej napisać.
Bardzo mi przykro, Sam.
Postawiłem na te proste słowa. Znałem ją i wiedziałem, że litość by ją zdołowała, a tego nie chciałem. Nie odpisała, ale nie spodziewałem się wiadomości od niej.
Wysłałem więc kolejnego SMS-a, tym razem do Milesa.
Jestem w drodze do domu.
Odłożyłem telefon i zatopiłem się w myślach, wracając w pamięci do czasów, kiedy poznałem Archera i Milesa. Dzięki temu odwróciłem uwagę od nieuchronnego faktu – Archer zmarł, a mnie nie było obok, by się z nim pożegnać.
Przesiadki i długie oczekiwanie między kolejnymi lotami sprawiły, że do Willow Creek dotarłem prawie dwa dni po otrzymaniu telefonu od Milesa. Nie dostałem w tym czasie żadnych wiadomości od bliskich i nie potrafiłem powstrzymać strachu, który mnie ogarniał. Martwiłem się, chciałem już teraz być z nimi i upewnić się, że wszystko w porządku. Tylko nic nie było w porządku, bo Archer nie żył.
Gdy pracowałem, bez problemu odcinałem się od wszystkiego, co zaprzątało mi głowę, skupiałem się na zadaniu i dawałem z siebie wszystko. Teraz jednak nie byłem w pracy, nie miałem na sobie munduru ani broni w rękach. Nie miałem przed sobą żadnego wroga, na którym mógłbym skupić swoją uwagę. Byłem tylko ja i moje myśli, smutek zalewający mnie falami, wyrzuty sumienia, że wyjechałem i nie spędzałem czasu z najbliższymi. Nawet Miles wrócił do Willow Creek, gdy tylko dowiedział się o chorobie Archera. Porzucił swój zespół, zmienił całe swoje życie i był przy bracie, gdy ten go potrzebował. Ja jednak nie mogłem wrócić i udawać, że wszystko jest w porządku. Nie mógłbym spędzać czasu z Archerem i Samanthą, nie mógłbym spojrzeć bratu w oczy.
Po cichu wszedłem do domu, w którym mieszkała moja mama i jej mąż Jack. Byli szczęśliwym małżeństwem, dzięki któremu zyskałem ojca i dwóch braci.
– Connor, synku – powiedziała mama, cichym, przepełnionym bólem głosem.
Przytuliłem ją do siebie, nie mogłem wydusić ani słowa. Czułem, że znów się rozkleję, a obiecałem sobie, że będę silny. Dla niej i Jacka. Dla Milesa. Dla Sam. Nie miałem jednak pojęcia, jak uda mi się to zrobić, jak pomóc im przetrwać ten czas, gdy ból rozdzierał moją klatkę piersiową.
– Dobrze, że jesteś. – Dołączył do nas Jack, który wyglądał jak cień samego siebie.
Nie było śladu po lekkim uśmieszku, którym zazwyczaj mnie witał. Jego twarz wydawała się szara, jakby dwa ostatnie dni całkiem wyssały z niego kolory i radość życia.
– Tak mi przykro… – udało mi się wydusić.
Poczułem łzy zbierające się w moich oczach i nienawidziłem siebie za tę słabość. Nie miałem pojęcia, jakim cudem Jack stał przede mną, gdy ja miałem ochotę paść na kolana i znów zapłakać.
Nie sądziłem, że utrata brata może być tak bolesna, że wstrząśnie mną tak głęboko. Traciłem już przyjaciół, którzy przez lata wspólnej służby stali mi się bliscy. I choć opłakiwałem każdego z nich, nic nie mogło równać się z uczuciem, które wisiało nade mną od dwóch dni.
– Już dobrze, synku, już dobrze – powtarzała mama, głaszcząc mnie po plecach.
– Nie jest dobrze, mamo – odpowiedziałem zduszonym głosem.
– Ale jeszcze kiedyś będzie dobrze, Connor – powiedział Jack. – Jeszcze będzie, i tego się trzymajmy.
Uścisnąłem go lekko i zostawiłem rodziców samych. Poszedłem do swojej sypialni, gdzie za zamkniętymi drzwiami mogłem odetchnąć, nie bojąc się, że ktoś będzie świadkiem mojego kolejnego załamania. Nie chciałem, by ktokolwiek zobaczył moje łzy.
Jestem żołnierzem, jestem silny i potrafię zapanować nad własnymi emocjami. To była moja nowa mantra, którą powtarzałem raz po raz, biorąc prysznic i kładąc się do snu. Powtarzałem te słowa, wkładając w nie całą swoją wiarę, by w końcu uwierzyć w nie i móc wesprzeć bliskich.
Wdech i wydech.
Powtarzałem to nieustannie. Nie wiedziałem, jak przetrwać tę burzę, jak poradzić sobie z uczuciami, które odbierały mi dech. Musiałem jednak znaleźć sposób, musiałem.
Jestem żołnierzem.
Jestem synem i bratem, mam bliskich, którzy na mnie liczą. I to w tej chwili jest najważniejsze.
“Tysiąc powodów, by żyć” to dojrzała i emocjonująca powieść poruszająca nawet serca z kamienia (jak moje). Nie da się powiedzieć o jej wnętrzu inaczej niż “Musisz koniecznie przeczytać. Tylko kup chusteczki”. Jestem ogromnie dumna, że Ewelina Nawara stworzyła historię, w której czułam się związana na tyle z bohaterami, że zastanawiałam się, co bym zrobiła na ich miejscu. Brawa!!!
Małgorzata Falkowska, autorka
Cudownie było po raz kolejny wyruszyć w podróż do Willow Creek. Odwiedziny w tym uroczym miasteczku traktuję trochę jak wizytę u starych dobrych znajomych. I chociaż historia Samanthy i Connora zawiera ogromny bagaż emocjonalny, to szczerze przyznam, że czytałam tę książkę z uśmiechem na twarzy. Polecam ten tytuł wszystkim fankom małomiasteczkowych klimatów, będziecie zachwycone!
Agnieszka Raszeja, @fefiorka
To piękna, wzruszająca i pełna emocji historia, od której ciężko się oderwać. Ewelina Nawara wie w jakie struny uderzyć, aby zmiękczyć najtwardsze serce. Polecam!!!
Sylwia Andrzejewska, @SylkaCzyta
Powrót do Willow Creek okazał się dla mnie emocjonalną podróżą. Historia Connora i Samanthy poruszyła mnie, sprawiła, że ją pokochałam i przy okazji w piękny sposób przypomniała mi o tym, że nieważne, co nas w życiu spotyka, jakie straty i przykrości przynosi nam los, nieważne, jak jest nam ciężko, zawsze jest jakiś powód, aby dalej żyć. Polecam!
Katarzyna Ewa Górka, @katherine_the_bookworm
Zarwałam dla tej książki noc i oddałam jej serce, które wielokrotnie rozbijała na milion kawałków i równie często z czułością sklejała na nowo. Tyle w niej bólu, rozpaczy i żalu, ale też nadziei na to, że jeszcze nadejdą lepsze dni i świat znów będzie kompletny. To szczera i bardzo życiowa historia, której poznawaniu na przemian towarzyszą smutek, radość i chwile głębokiej refleksji.
Monika Maliszewska, @maitiri_books