Dwie bajki - Ewelina Nawara & Małgorzata Falkowska

Słońce i gwiazdy
Małgorzata Mika

Dwa królestwa. Dwa zwaśnione ze sobą rody. I tajemnica Dzieci Słońca i Dzieci Gwiazd, która je łączy!

Amara, allirejska księżniczka, nie pragnie bogactwa, pięknych sukien, władzy i… małżeństwa z rozsądku. Tak jednak wygląda jej przyszłość. Marzenia o wolności i niezależności nie mają szans się ziścić. A przynajmniej do czasu, kiedy poznaje Lazarusa, księcia wrogiego królestwa Ildur. Zbieg okoliczności sprawia, że wyruszają razem w podróż pełną magii, przygód i niebezpieczeństw.

Czy uda im się odkryć prawdę ukrytą za kłamstwami, półprawdami i pozorami?

Gdzie kupić?
Kupując w tych księgarniach wspierasz Autora i Wydawnictwo
Kupując w MadBooks wspierasz Autora i Wydawnictwo
Informacje o książce

Rok I wydania: 2024
Format: 12.7×20,3 cm
Okładka: miękka

Liczba stron: 222

książka ISBN 978-83-7995-775-0
ebook ISBN 978-83-7995-776-7
audiobook ISBN 978-83-7995-777-4

Ceny sugerowane:
książka: 49,99 zł
ebook: 49,99 zł
audiobook: 49,99 zł

Fragment

Rozdział 1

Amara wpatrywała się z uśmiechem w jezioro. Księżniczce absolutnie nie wypadało stać boso w wodzie sięgającej niemal do kolan, ale właśnie dlatego to uwielbiała. Podniosła głowę, by wystawić twarz do słońca, i okręciła się wokół własnej osi. W takich chwilach była naprawdę wolna. Na krótki czas tytuł przestawał mieć znaczenie, a ona mogła robić, co dusza zapragnie. Odetchnęła głęboko, czując, jak promienie łaskoczą jej skórę.

Jezioro Świetlistej Wody plasowało się nader wysoko na liście ulubionych miejsc Amary. Delikatny szum wody, którą budził taniec wiatru, wyciszał emocje. Niekiedy do uszu księżniczki docierały rechotanie żab i dźwięki wydawane przez koniki polne. Kolorowe ptaki ćwierkały, dołączając się do tego zaczarowanego chóru. Razem brzmiało to jak niesamowita, harmonijna symfonia przyrody.

Wysokie drzewa bez wątpienia rosły tu od zarania dziejów i musiały słyszeć wiele fascynujących, jak i tragicznych historii. Kiedyś podobno same były żywymi istotami, tak przynajmniej powiadała jej mama. Amara, zainspirowana tymi podaniami, w szumie liści zawsze doszukiwała się sensownych słów… Ale może tych opowieści nie przeznaczono dla niej…

W powietrzu unosił się zapach kwiatów: tulipanów, stokrotek i lilii wodnych. W tym miejscu była obecna magia – co do tego Amara nie miała wątpliwości. Nie zdziwiłoby jej odkrycie, że pod pobliskimi grzybami mieszkają chochliki, a w barwnych płatkach rzadkie stworzenia nazywane iskierkami.

Niespodziewanie usłyszała tętent kopyt. Zbladła. Jednak gdy ujrzała dobrze znanego mężczyznę dosiadającego konia, na jej twarz powrócił uśmiech. Wyszła na brzeg i wycisnęła z sukni tyle wody, ile zdołała, lecz z marnym skutkiem. Wkładając buty, zastanawiała się, dlaczego pantofle księżniczek są tak niewygodne. Prędko przerwała te błahe rozważania, czując na sobie spojrzenie brata. Skrzywiła się.

– Nie patrz na mnie w ten sposób. Wiesz, że tego nie znoszę.

Aster jedynie westchnął, kręcąc głową.

– Jesteś niereformowalna, Amara. Cały pałac cię szuka, a ty się włóczysz nie wiadomo gdzie. – Aster skrzyżował ręce na piersi i zmarszczył brwi. – Wymykanie się z pałacu to jedno, lecz znikanie tuż przed Świętem Słońca jest skrajnie nieodpowiedzialne, nawet jak na ciebie.

Amara wydęła wargi i powstrzymała się przed tupnięciem nogą, wiedząc, że wówczas zachowa się jak dziecko. A właśnie tak postrzegał i traktował ją brat.

– Och, niech zgadnę, co zaraz powiesz. – Uniosła brew. – Amaro, czasem zachowujesz się strasznie głupio. Nie myślisz o innych, a rodziców kiedyś wpędzisz do grobu. O! I moje ulubione: czy ty choć niekiedy pamiętasz o tym, kim jesteś? – przedrzeźniała go, wyliczając na palcach.

– Dobrze wiesz, że nie powinnaś tu być. Szczególnie sama. Granica wcale nie jest tak daleko, jak mogłoby się wydawać, a Ildur to kraina barbarzyńców.

–Skąd ta twoja pewność? – zapytała spokojnie, lecz w jej umyśle narastał sprzeciw.

Od dawien dawna ludzie karmili się plotkami o sąsiednim państwie, ale Amara nie miała pojęcia, które z nich zawierały choćby ziarno prawdy. A musiały, bo w końcu nawet w bezsensownym gadaniu wieśniaków znajdzie się coś, co pokrywa się z rzeczywistością. Ildur, zwane również Królestwem Gwiazd, ciekawiło Amarę właściwie od zawsze. W ojczyźnie dziewczyny, czyli w Królestwie Słońca noszącym także miano Allire, mało kto myślał o przyjaźni z tą wrogą krainą.

Aster zacisnął wargi w wąską kreskę i zamilkł. Widząc to, Amara przewróciła oczyma. Odnosiła nieprzyjemne wrażenie, że wszyscy wokół nadal traktowali ją jak małą dziewczynkę, której trudno przyswoić najprostsze informacje.

– Jesteś okrutnie uparta, mówił ci to już ktoś? – Aster pokręcił głową, śmiejąc się cicho.

Amara wzruszyła ramionami. Jak mogła dowiedzieć się czegokolwiek, kiedy nawet brat zbywał ją w ten sposób? Założyła ręce na piersi, nie przejmując się już tym, że wygląda jak obrażone dziecko. Wszak niedługo miała wkroczyć w dorosłość, a wówczas rodzina będzie musiała powiedzieć jej dokładnie, co wydarzyło się lata temu między Królestwem Słońca a Królestwem Księżyca.

Odrzuciła te myśli, świadoma, że nie zdoła przekonać Astera do zwierzeń. Wzięła głęboki oddech i starała się ponad wszystko skierować umysł na przyjemniejsze tory. Podeszła do swojej klaczy, która podczas jej kąpieli wiernie czekała, pasąc się na trawie i poklepała ją po pysku. Usta Amary wykrzywił szelmowski uśmieszek. Wsiadła na konia, usadowiła się w siodle i ruszyła, zostawiając brata ze sobą. Nie miała ochoty na jego zrzędzenie, więc stęp prędko przerodził się w galop.

Roześmiała się głośno i złośliwie, gdy Aster wydał z siebie okrzyk pełen oburzenia. Niesforny kok rozpadł się zupełnie, gdy wiatr uderzył w policzki Amary, lecz ta nic sobie z tego nie robiła.

– Szybciej, kochana, szybciej! Musimy być w pałacu przed tym jęczyduszą! – zawołała pełna entuzjazmu i spięła łydkami bok zwierzęcia, na co koń wyraźnie przyspieszył.

Pędziła tak, jakby gonili ją umarli, póki na horyzoncie nie pojawił się ogromny pałac, z wieżami pnącymi się wysoko do nieba. Zbudowany z marmuru, stał tam od wielu, wielu wieków. Szyby wprawiono w długie, strzelisty ramy, a gdzieniegdzie dało się dostrzec także barwne witraże. Wejścia strzegła bogato zdobiona złota brama. Całą budowlę otaczały słynne na pół świata ogrody kryjące nader rzadkie gatunki roślin. Na Amarze nie robiła jednak szczególnego wrażenia – mieszkała tu od urodzenia. Za to każdy z gości zdawał się oszołomiony jej przepychem i wielkością.

Uśmiechnęła się, dotarłszy do stajni jako pierwsza, lecz uśmiech ten zaraz zgasł niczym świeca. Nie miała wątpliwości, że przyjdzie jej słono zapłacić za swój występek. Zacisnęła wargi, nie rozumiejąc, jak pragnienie wolności może być czymś niewłaściwym.

Przekazała konia stajennemu i skinęła głową w podzięce. Spojrzała smętnie na ogród świadoma, że powinna udać się do rodziców, by pokazać, że nie przydarzyło się jej nic złego.

Przemierzała zatem wybrukowaną drogę prowadzącą prosto do zamku. Liczyła, że brat jej nie dogoni, ale były to płonne nadzieje – po chwili usłyszała jego kroki.

– Sama do nich pójdę. Nie musisz mnie pilnować. – Zatrzymała się, obruszona.

– Amaro, wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej. To wszystko z troski o moją młodszą siostrę.

Oczy Amary złagodniały jak na zawołanie. Oczywiście, że to wiedziała, i to od zawsze. Troszczył się o nią, był przy niej i bronił jej. Nie mogła wymarzyć sobie wspanialszego brata. Znajome jej dziewczęta narzekały na swoich braci, bo ci zabierali im lalki, ciągnęli za włosy. Ale nie Aster. Pokiwała głową.

– Wiem. I jestem ci za to wdzięczna. – Objęła się ramionami, kiedy przeszył ją dreszcz. – Tylko nie chcę się zmienić. Znasz mnie, powinieneś chociaż spróbować mnie zrozumieć. Potrzebuję świata, czegoś więcej niż pałac. A cały czas napotykam jedynie zamknięte drzwi. – Odwróciła wzrok. – Pójdę już, niech się dłużej nie zamartwiają.

Słońce i gwiazdy - Małgorzata Mika (okładka)

Pozostań z nami w kontakcie!

Zapisz się na nasz newsletter. Raz w tygodniu otrzymasz informacje o naszych książkach i promocjach na nie!

Dziękujemy, że jesteś z nami!