PATRONI
Ptaki
Patrycja Żurek
Kiedy Maryla wyjeżdża, by poznać babkę i odkryć sekrety rodzinne, nie spodziewa się, że to zmieni całe jej życie. Rumunia okazuje się piękna, a matka ojca zupełnie inna niż dziewczyna się spodziewała. Genovefa zajmuje się ludźmi złamanymi życiowo, których nazywa ptakami. Pod swoją opiekę przyjmuje także wnuczkę.
Maryla będzie musiała zaakceptować siebie, swoją przeszłość i to, że nigdy jej nie zmieni. Wydarzenia zmuszą ją do postawienia sobie pytania, co jest dla niej w życiu ważne, a odpowiedź wcale nie okaże się prosta.
„Ptaki” to opowieść o poszukiwaniu siebie i odzyskiwaniu tego, co się utraciło. O wybaczeniu i zrozumieniu.
Czy przeszłość jest niezmienna, czy zależy od tego kto ją przywołuje?
Informacje o książce
Rok I wydania: 2020
Format: 14.0×20.5 cm
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 272
druk ISBN 978-83-7995-543-5
epub ISBN 978-83-7995-544-2
Ceny sugerowane:
książka: 34,99 zł
ebook: 29,99 zł
Fragment
Prolog
Zapiaszczone stopy zanurzyłam w jeziorze, by je obmyć. Fale chlupotały cicho, kiedy rozbijały się o brzeg, łączyły się z pradawną, szumiącą pieśnią drzew i świergotem ptaków. Melodia niosła się w dal, ulatywała do pierzastych chmur rozciągniętych na błękitnym niebie. Słońce oparło się na moich ramionach, rozgrzewało opaloną na brązowo skórę. Wiatr igrał w wierzchołkach drzew, czasami zlatywał, by przeczesać długie włosy. Jezioro iskrzyło się, falowało, nęciło chłodem. Obok Szymon pochrapywał cicho, rozciągnął się na kocu, twarz przesłonił ręką. Jego blada cera zaczerwieniła się od słońca. Nieopodal ojciec zamachnął się i haczyk z przynętą plusnął w wodę. W sieci miał już sporo okoni, dwa karpie i płocie. W tataraku jakiś ptak się szarogęsił, szemrały poruszane skrzydłami łodygi.
Idealnie.
Szymon się obudził. Poczułam dłonie na plecach. Zerknęłam na niego spod szerokiego ronda kapelusza.
– Snujesz marzenia? – zapytał.
Założył okulary, poprawił fryzurę i skrzywił się, kiedy zobaczył, jaki jest czerwony.
– Myślałam o mistrzostwach – odparłam z ekscytacją.
Pochylił się i pocałował mnie w ramię.
– Na pewno znów wygracie. Nie macie z Adamem sobie równych.
– On też jest o tym przekonany, ale poziom będzie wysoki.
– Mówisz tak co roku. – Zaśmiał się i objął mnie ramieniem.
Z Szymonem przyjaźniłam się od podstawówki, ale dopiero tego lata zostaliśmy parą. Pomyślałam, patrząc w jego jasnozielone oczy, że nie mogłam sobie wyobrazić lepszego partnera. Dłoń o delikatnych, prawie kobiecych palcach łaskotała moje ramię. Dopiero się poznawaliśmy, od zupełnie innej strony niż wcześniej.
– Chcielibyśmy z Adamem spróbować na mistrzostwach Europy, a później świata – wyznałam. Denerwowałam się, czekając na jego reakcję. – Rozmawialiśmy o tym niedawno.
Szymon zmarszczył brwi.
– To oznacza więcej pracy, treningów. A co ze studiami?
– Mogłabym zrobić sobie wolne – powiedziałam na wydechu. – Póki jestem młoda i mam siły, powinnam realizować pasję. Nie wiem, ile będę w stanie tańczyć, uczelnia może poczekać.
– Warto mieć wyuczony zawód, Rilla. Każdy sportowiec ci to powie – zaprotestował. Dłonią uspokajająco przesuwał wzdłuż mojego kręgosłupa. – Co na to rodzice?
– Tatuś jest za. – Spojrzałam na ojca, który wyciągał właśnie z wody kolejną zdobycz. Srebrne ciało szamotało się, ojciec chwycił rybę, uwolnił z haczyka, pocałował w pyszczek i wypuścił. Kochałam go za takie drobne gesty, które wyjawiały, że jego szorstki charakter to tylko skorupa. On stale mnie wspierał. – Gorzej będzie z mamą, chociaż zawsze słucha tego, co on mówi.
Westchnęłam w duchu, zdawałam sobie sprawę, że to będzie ciężka przeprawa. Mama, pomimo że szanująca zdanie ojca, czasami stawała w opozycji. Dlatego chciałam mieć po swojej stronie także Szymona.
– Ile czasu byś chciała na to poświęcić? – drążył.
Wzruszyłam ramionami.
– Dwa, trzy lata? Pięć? – rzucałam propozycjami. – Adam chciał zmienić trenera, może zatrudnić jakiegoś z zagranicy? Jego ojciec jest bogaty, też bym na tym skorzystała, bo moim się nie przelewa.
– Chyba zacznę być zazdrosny. – Szymon zaśmiał się, rozładowując napięcie.
Kochałam go.
– Adam… – urwałam, szukałam odpowiednich słów – to nie jest typ faceta, którym mogłabym się zainteresować.
Szymon prychnął. Przewróciłam oczami, przecież wiedział, jaki miałam stosunek do nieco wywyższającego się, rozpieszczonego do granic Adama.
– Ta, jasne.
– Mówię poważnie. – Szturchnęłam go w bok. – Tylko ciebie kocham.
Pochyliłam się i pocałowałam go. Wplótł palce w moje włosy, przyciągnął bliżej. Serce szamotało się w piersi jak dziki ptak, brakło mi oddechu. Gardło ścisnęło się wzruszeniem. To było takie naturalne, że zastanawiałam się, dlaczego tak długo byliśmy ślepi.
– Ja ciebie też kocham – wymruczał w moje usta, kiedy niechętnie się od siebie oderwaliśmy. – Na zawsze.
– Dobra, gołąbeczki. – Nawet nie zauważyłam, że ojciec podszedł. – Czas wracać do domu. Mamy całe wiadro ryb.
– Jutro niedziela, może zrobimy grilla? – zaproponowałam. – Moglibyśmy pożreć te przysmaki.
– Wspaniała myśl. Wiesz, że grillowanie to mój drugi konik. – Ojciec uśmiechnął się na samą myśl.
Ostatnio częściej to robił, chociaż radość nie zawsze sięgała oczu. Nie umiałam dojść, co tak bardzo go boli, ale wierzyłam, że kiedyś się otworzy. Czekałam cierpliwie, w końcu mieliśmy czas. Dopiero niedawno weszłam w okres, kiedy zaczęłam interesować się jego życiem. Tkwiło w nim coś, czego nie umiałam zdefiniować, jakaś zadra.
– A teraz zbieramy się, żeby Baśka nie przetrzepała nam skóry, że się spóźniliśmy. – W jego głosie zabrzmiała ta szczególna nuta, jak zawsze, kiedy mówił o małżonce.
Szymon też tak do mnie mówił, a moje serce drżało.
– Szkoda, że nie mogła przyjechać z nami – powiedziałam, wytarłam stopy w ręcznik i włożyłam sandały. – Przydałoby jej się trochę słońca i nic nierobienia.
– Wiesz, że kocha pracować – zauważył ojciec. – Nic nie odciągnie jej od liczb i ksiąg. Naprawdę nie wiem, jak można lubić pracę księgowej, to niepojęte. I do tego w sobotę. Jednak skoro chciała pracować, mieć tę niezależność, to ma. – Jego ostatnie słowa zgrzytnęły mi w uszach, ale nie zastanawiałam się nad nimi głębiej.
– Ja też tak uważam, tatuś. – Przytuliłam go krótko. – Ale jutro zmusimy ją do relaksu. Tylko ogród, grill i pieczone rybki.
Usiadłam z przodu, ojciec za kierownicą, a Szymon za nim z tyłu. Mieliśmy do domu trzydzieści kilometrów. Ruch na drodze nie był zbyt duży, tata prowadził i nucił pod nosem, wtórując muzyce z radia. Miał niski, dźwięczny głos. Wydawał się zadowolony. Przysypiałam, ukołysana miarowym szumem opon i słońcem wpadającym przez przednią szybę. Odpływałam w niebyt wypełniony ciepłem, uczuciem szczęścia, wolności i wakacyjnego czasu; pełna planów na przyszłość, z wizją wygrania mistrzostw świata w tańcu standardowym i latynoamerykańskim, kiedy ojciec krzyknął.
Nie wiedziałam, co się dzieje. Otworzyłam oczy i zobaczyłam tylko przód białego samochodu dostawczego na naszym pasie. Ojciec zaklął, skręcił gwałtownie. Szarpnęło mną.
Pasy ścisnęły boleśnie klatkę piersiową, głowa odskoczyła w przód, a później uderzyła o zagłówek. Samochód gruchnął w drzewo, siła rozpędu odbiła go, przekoziołkowaliśmy, by wbić się w kolejny pień. Wokół rozprysło się szkło, czułam igły na dekolcie, ramionach, gołych nogach i twarzy. W uszach piszczało. Pasy puściły, a ja przeleciałam przez przednią szybę. Przez ułamek sekundy szybowałam, aby zaraz zderzyć się z twardą ziemią.
Czas na chwilę się zatrzymał.
Świat wydawał się inny. Widziałam wszystko w ostrych barwach, przekoloryzowane. Drzewa pochylały się nad nami, wiatr szemrał w koronach. Słońce odbijało się od karoserii i raziło w oczy. Wstałam chwiejnie, zachrzęściło szkło, na którym leżałam. Nie zauważałam, że po nogach, ramionach i twarzy ciekną cienkie strużki krwi. W głowie miałam pustkę. Wrażenie, że w mojej klatce piersiowej nagle zabrakło serca, tylko się pogłębiło. Skronie ściskały obręcze, kiedy nachylałam się nad ojcem. Na szczęście wcześniej uchylił szybę, więc miałam ułatwiony dostęp. Miał zamknięte oczy i sine usta. Poklepałam go po policzku.
– Tato – wycharczałam. Gardło bolało, jakby ktoś mnie dusił. – Tatuś, obudź się!
Bez odpowiedzi.
Dotknęłam szyi, szukałam pulsu.
Bezskutecznie.
W panice wróciłam na miejsce pasażera, gdzie na podłodze zostawiłam plecak. Działałam machinalnie, instynktownie, napędzana adrenaliną. Zadzwoniłam po pogotowie, podałam namiar. Kobieta chciała znać stan poszkodowanych, ale nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa więcej.
– Rilla – doszedł do mnie słaby, ledwo słyszalny szept Szymona.
Wsiadłam ponownie do samochodu i z miejsca pasażera przeszłam na tył auta, klnąc cicho, kiedy spódnica zahaczyła o hamulec ręczny. Fotel ojca przygniótł Szymonowi nogi. Uderzył we mnie zapach krwi i czegoś niesprecyzowanego, co było tak przerażające, że włoski na rękach uniosły się i przeszedł mnie dreszcz. Chwyciłam Szymona za rękę i ścisnęłam. Twarz miał bladą, potłuczone okulary trzymał w drugiej dłoni. Smuga krwi wyglądała na policzku jak rozmazany pocałunek.
– Krwawisz – zauważył słabo. – Jak Ovidiu?
Mój ojciec pozwolił mu mówić do siebie po imieniu, co znaczyło, że go zaakceptował. Zawyłam w duchu z bezsilności.
– Nie… – jęknęłam. Nie potrafiłam powiedzieć tego, co podejrzewałam. – Nie… wiem.
– Cii – wyszeptał. – Będzie dobrze, kochana. Zaraz przyjedzie pogotowie, zajmą się nami.
Wydawał się taki opanowany, a ja rozpadałam się na milion kawałków. W głowie szalał huragan, panika zaciskała się na klatce piersiowej z siłą obcęgów. Oddychałam płytko, szybko. Serce, rozszalałe do granic możliwości, chciało wyskoczyć z piersi przez gardło.
– Uspokój się, Rilla. – Łagodny głos Szymona koił nerwy. Ręka w jego dłoni drżała niepowstrzymanie. – Wszystko będzie dobrze. Jeszcze zatańczymy razem. Nie raz. Nie dwa…
Uczepiłam się tej myśli. Spojrzałam na niego. Oparł się o zagłówek, przymknął oczy, jeszcze bardziej pobladły. W ostrym słońcu jego skóra stała się przezroczysta, a nos jakby się wydłużył.
– Szymon, Szymon. – Potrząsnęłam jego ramieniem.
Syknął z bólu, otworzył oczy i spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem.
– Wszystko dobrze, Marylko – wymruczał. – Kocham cię, wiesz?
W oddali usłyszałam słaby sygnał karetki.
– Zimno mi tylko, a tak… w porządku. – Jego głos stawał się coraz cichszy, coraz bardziej odległy.
– Szymon! – Potrząsnęłam nim, ale nie odpowiedział. Nie miałam czym go przykryć. – Szymon!
Wypuścił z dłoni okulary, upadły gdzieś pod nasze stopy. Sięgnęłam po nie, ale zakręciło mi się w głowie.
A później była tylko ciemność.
Ta powieść o poszukiwaniu korzeni, odzyskaniu własnego ja i wybaczeniu, zawładnęła mną całkowicie. Zabrała w miejsce, w którym wciąż można poczuć magię pradawnych obrzędów, moc ognia i siłę prawdziwej miłości. To idealna historia dla każdego, kto pragnie uwierzyć, że zawsze istnieje jakieś światełko nadziei. Polecam z całego serca!
Aleksandra Rak, autorka powieści Echo oraz Kiedy uciekam
Czy wszystko można wybaczyć? Patrycja Żurek po raz kolejny zaskakuje, budzi ciekawość i zachwyca. Nie dajcie się zwieść subtelności i lekkości tytułu tej powieści… Przygotujcie się na prawdziwą burzę emocji!
Justyna Leśniewicz, autorka powiesci Melodia serc
„Ptaki” to powieść skrywającą w sobie drugie dno, które musimy odnaleźć. Ta książka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, jest taka wieża, ciekawa, relaksującą, po prostu piękna. Wierzę, że też ją pokochacie i długo o niej nie zapomnicie. Warto przeczytać, polecam!
Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska, Książki takie jak my
Niektóre powieści utkane są z emocji i tak głęboko zakorzeniają się w sercu, że trudno o nich zapomnieć. Tak jak o nowej książce Patrycji Żurek. „Ptaki” to pełna tajemnic opowieść o konfrontacji z przeszłością, a przede wszystkim o poszukiwaniu siebie, której się nie czyta, a wręcz pochłania.
Katarzyna Ewa Górka, @katherine_the_bookworm
Ta książka jest pełna nut i tańca. Gdybym miała porównać ją do tanecznego stylu, to byłaby to kombinacja paso doble i jazzu. Bo z jednej strony mamy tu walkę o przebaczenie i wymazanie win, a z drugiej strony pełne emocji poszukiwanie swojego miejsca na Ziemi. Historia Rilli hipnotyzuje! Gorąco polecam!
Dominika Matuła, @domiczytapluacji, a ty?
Wystarczy jeden nieszczęśliwy moment i szczęśliwe życie pęka jak bańka mydlana. Kończą się marzenia, plany, pozostają tylko blizny i zgliszcza. Patrycja Żurek porusza tematy takie jak ból, strata, samotność i poszukiwanie własnej drogi. Warto zatopić się w tę niewielką historię. Gorąco polecam.
Magda Zimna, Czytamy, bo kochamy