Maria Dunkel
Rocznik 1993, mieszka w Katowicach, pracuje jako programistka i jednocześnie studiuje informatykę. Interesuje się bardzo wieloma rzeczami, chociaż dla jej twórczości najważniejsze z tych zainteresować to kultury odległe w czasie i przestrzeni. Debiutowała w 2012 w „Esensji”. Publikowała w e-zinach, w antologiach „Ostatni Dzień Pary”, „Ostatni Dzień Pary II”, „Geniusze fantastyki”, w „Fantastyce Wydaniu Specjalnym” i „Nowej Fantastyce”.
Pieśń węży – Maria Dunkel
Nie jest łatwo być młodą i ambitną kobietą w świecie rządzonym przez mężczyzn. Kerin pomogła Geshenkowi zdobyć koronę, a jedyne, co zdobyła dla siebie, to wątpliwy zaszczyt bycia kochanką władcy. Rekhe, córka Geshanka, wydana wbrew swojej woli za następcę tronu Vermondii, ma urodzić mu syna i nie przeszkadzać w hulaszczym życiu. Keytari wyrusza z misją nawrócenia wszystkich ludzkich królestw na wiarę w Pierzastego Węża.
Miłość do tych trzech niezwykłych kobiet sprowadzi na Rena Meghara więcej nieszczęść i cierpienia, niż wydawało mu się, że jest w stanie znieść. Niegdyś najpotężniejszy człowiek po królu, teraz musi walczyć, aby utrzymać siebie i najbliższych przy życiu. Wplątany w polityczne intrygi, staje przed dylematem – kierować się sercem czy rozumem.
Tam, gdzie nagrodą jest korona, utrzymanie głowy na karku graniczy z cudem. Tam, gdzie miłość walczy z ambicją, tylko prawdziwy mężczyzna może wyjść z walki zwycięsko.
Zemsta, intrygi, zwaśnione frakcje… Maria Dunkel czerpie z najlepszych wzorców gatunku. Osią wydarzeń jest walka o władzę: walka brudna, bezwzględna i krwawa. To nie świat romantycznych bohaterów i przeznaczenia zapisanego w gwiazdach, lecz historie ludzi zdradzonych, wykorzystanych, gotowych na wszystko. W grze, w której stawką jest korona, nie ma sentymentów i trwałych sojuszy, a polityczne ambicje ostudzić może jedynie rzeka krwi. – Jacek Wróbel, autor serii Haxerlin
POZNAJ LOSY KERIN, REKHE I KEYTARI!
Informacje o książce
Rok I wydania: 2017
Format: 12.5×19.5 cm
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 484
druk: ISBN 978-83-7995-042-3
ePub: ISBN 978-83-7995-043-0
mobi: ISBN 978-83-7995-044-7
Ceny sugerowane:
książka: 39,99 zł
ePub: 29,99 zł
mobi: 29,99 zł
Fragment
Prolog
Maghar dobrze pamiętał dzień, w którym Kerin Zmiennoskóra pojawiła się w królewskim pałacu. Strugi jesiennego deszczu siekły pałacowe ogrody, kiedy straż przeprowadzała ją przez bramę. Mężczyzna obserwował to z okna samotni Radirzjana Geshwanka, wtedy jeszcze marszałka Rady Stanu.
– Po co ci ona? – spytał. – Jest niebezpieczna, powinna zgnić w lochach.
Kerin ujęto na trakcie wiodącym przez Wilczy Bór. Maghar przypuszczał, że patrol żołnierzy zaczepił ją dla rozrywki. Wędrująca samotnie kobieta zawsze prowokuje takie sytuacje. Tym razem trzech ludzi przypłaciło zabawę życiem.
– Bezpieczna broń na nic się nie przydaje – zauważył kpiąco Geshwank.
Kerin niewątpliwie się przydała.
*
Była martwa. Ta szokująca wieść szybko obiegła pałac. Maghar porzucił przeglądanie raportów otrzymanych dzień wcześniej od szpiegów i udał się do jej komnat.
Ciała jeszcze nie usunięto. Wejścia do sypialni Kerin strzegli milicjanci w czarnych uniformach. Grupka ciekawskich służących stłoczyła się za rogiem. Rozmawiały przyciszonymi głosami, chyba w szczerej wierze, że nikt nie zauważy, jak zaniedbują obowiązki.
Maghar zatrzymał się przed drzwiami. Jeden z milicjantów obrzucił go uważnym spojrzeniem. O nic nie zapytał, po prostu usunął się na bok.
Mężczyzna przestąpił próg. Nigdy tu nie byłem, pomyślał przelotnie, rozglądając się z uwagą. Po pomieszczeniu kręciło się kilku funkcjonariuszy milicji. Jeden, zgięty w pół jak pokurcz, chodził po grubym, ciemnoniebieskim dywanie. Inny przeglądał zawartość wielkiej skrzyni stojącej w kącie, a czynił to tak ostrożnie, jakby poruszenie jednej rzeczy kosztowało go długotrwałą walkę z samym sobą. Ostatni milicjant pochylał się nad prostą, elegancką toaletką. Przy otwartym szeroko oknie, przez które wpadały podmuchy zimnego powietrza, komendant milicji Ederyk Kasharp rozmawiał z Geshwankiem ubranym w biały mundur komendanta.
Bardziej niż to wszystko, Maghara zainteresowało rozgrzebane łoże i spoczywające na nim ciało. Ruszył w jego kierunku, uważając, by nie zadeptać dywanu.
Kerin leżała bezwładnie, z rozrzuconymi rękami i złączonymi nogami. Poza krótką, haftowaną w barwne kwiaty koszulą, nie miała na sobie nic. Długie, białe nogi oparła o skopaną, wygniecioną pierzynę. Bladozłote włosy rozsypały się wokół jej głowy. Młodą twarz o delikatnych rysach wykrzywił grymas gniewu i strachu. Wielkie, szeroko rozwarte oczy wpatrywały się w pustkę. Spomiędzy rozchylonych sinych warg wyglądały lekko pożółkłe, równe zęby. Na pościeli nie było śladu krwi, za to okrągły stolik przy łożu szpeciły ciemne smugi. O krok od mebla leżały na podłodze dwa drobne, bure ciałka górskich szczurów, ukochanych pupilków Kerin. Wokół ich rozbitych czaszek utworzyły się małe, czerwone kałuże stężałej krwi.
Maghar powstrzymał się przed chwyceniem za skraj kołdry i okryciem martwego ciała. Odwrócił wzrok. Powoli podszedł do Kasharpa i króla, którzy na jego widok przerwali rozmowę.
– Została… – zaczął.
– …uduszona – dokończył Kasharp. Uniósł brew w ironicznym wyrazie. – Wiem.
Maghar skinął głową. Dobrze pamiętał, że kiedy pracował w milicji, niczego nie znosił bardziej od wtrącających się w jego pracę ważniaków. Poczuł się stary i zmęczony. Zdał sobie sprawę, że aż do tej chwili nie wierzył w śmierć Kerin.
Odwrócił się do króla.
Na smagłej, pokrytej płytkimi bruzdami twarzy Radirzjana Geshwanka nie malowały się żadne emocje. Patrzył na ciało Kerin – swojej kochanki – jak dziecko na ulubioną zabawkę, którą ktoś przez przypadek zepsuł. Poprzetykane pasmami siwizny włosy opadały mu na twarz.
– Wasza Wysokość? – rzucił Maghar.
– Znajdą go – zapewnił Geshwank obojętnym tonem. Odgarnął do tyłu niesforne kosmyki. – Znajdą skurwysyna, a wtedy każę obdzierać go ze skóry, kawałek po kawałku.
Lodowaty gniew mężczyzny był tak różny od ssącego żalu, który odczuwał Maghar, że ten przez moment nie miał pojęcia, co powiedzieć.
– Znajdą go – przytaknął po chwili krępującego milczenia.
Geshwank jakby go nie usłyszał.
– Trzeba zorganizować pogrzeb – stwierdził.
Po czym szybko wyszedł z pomieszczenia. Maghar spojrzał pytająco na Kasharpa, ale ten jedynie wzruszył ramionami.
*
Ciało Kerin Zmiennoskórej spalono na pogrzebowym stosie nazajutrz po jej śmierci. Maghar stał obok króla i obaj patrzyli, jak służba polewała stos oliwą, a potem kapłan w białej masce boga śmierci podłożył ogień. Starali się nie wdychać smrodu palonego ciała i milczeli zgodnie z kahrańskim obyczajem aż do końca kameralnej ceremonii.
Przez następne dwa dni Maghar prawie nie rozmawiał z władcą, chcąc dać mu trochę czasu na żałobę. Wciąż jednak dręczyły go pewne sprawy związane z morderstwem, więc ostatecznie zdecydował się odwiedzić Geshwanka w jego samotni.
Niezbyt duże, kwadratowe pomieszczenie odstręczało surowym, bezosobowym wystrojem. Od nagiej posadzki ciągnęło chłodem. Masywne, mahoniowe meble o prostych liniach zostały ustawione w doskonałej symetrii – szeroki stół pośrodku, dwa identyczne regały po lewej i prawej, królewskie krzesło naprzeciwko drzwi. Wszystko tutaj było czyste i równe. Nawet sterty dokumentów na półkach leżały jak od linijki, a Maghar wiedział, że sprzątająca samotnię służąca odkurza je regularnie.
Król był zajęty czytaniem jakiegoś pisma. Zgarbiony nad arkuszem papieru, zmęczony i znudzony, przez dłuższą chwilę nawet nie spojrzał na Maghara. Ten przez jakiś czas nie odzywał się, stojąc niemal na baczność tuż przy drzwiach. Nie lubił tego przesadnie schludnego pomieszczenia.
Cisza się przedłużała. Wreszcie Maghar nie wytrzymał:
– Przykro mi z powodu jej śmierci – powiedział. – To wielka tragedia.
Palec, ozdobiony pierścieniem z wielkim onyksem, którym Geshwank wodził po piśmie, zamarł. Monarcha uniósł złote oczy, podkrążone z niewyspania. Przyglądał się przybyszowi, jakby chciał przewiercić go spojrzeniem na wylot. Marszałek nie odwrócił wzroku.
– Tak – przyznał cicho Geshwank. W jego głosie nie było emocji, tylko pustka. – Bardzo nam się przysłużyła.
Maghar nie wiedział, czy ma większą ochotę wrzasnąć z frustracji, czy uderzyć siedzącego przed nim człowieka w twarz. Mówili o Kerin, kobiecie, z którą nie tylko przez ostatnie trzy lata Geshwank sypiał, ale z którą dzielił się wszystkim. Brudnymi sekretami, żalami, obawami, planami. Tymczasem w Geshwanku nie było nic: ani smutku, ani gniewu, tylko zimna, obojętna pustka. Zdawało się, że w ogóle nie ma już ochoty słuchać o Kerin.
– Tak… – wymamrotał Maghar. Jeżeli mamy rozmawiać w ten sposób, lepiej nie rozmawiajmy w ogóle, pomyślał. Pchany narastającą irytacją, wypalił: – Ostatecznie to jej zawdzięczasz tron.
Geshwank oderwał oczy od papieru i wpatrzył się w jakiś nieokreślony punkt przestrzeni. Mięśnie jego twarzy zadrgały lekko. Nic nie powiedział, przygryzł tylko wargi.
Kerin – korzystając ze swojej zdolności przejmowania cudzych ciał – usunęła poprzedniego władcę. Wraz z Magharem zafałszowała też wyniki śledztwa, by odwrócić wszelkie podejrzenia od Geshwanka. Dlatego Rada Stanu wybrała go na nowego króla, a Maghar z kolei zajął jego miejsce.
– Bez Kerin będzie nam dużo trudniej – ciągnął Maghar. Cholera, kompletnie nie o tym chciałem z nim rozmawiać, zdał sobie sprawę. – Jak dotąd nie musieliśmy aż tak bardzo przejmować się politycznymi przeciwnikami. Usuwała ich z dziecinną łatwością.
– Czy naprawdę musimy o tym mówić? – spytał z irytacją Geshwank. – O pewnych sprawach lepiej nie wspominać zbyt głośno, Ren.
– Masz rację – przyznał niechętnie Maghar. – Po prostu… nie mogę się jakoś pozbierać. Cholera, lubiłem ją. Jeszcze kilka dni temu rozmawialiśmy… wspominała o swoich planach.
– Chciała wyjechać – powiedział ponuro Geshwank.
W jego głosie po raz pierwszy pojawił się ślad uczuć. Zbyt nikły, by Maghar mógł je zinterpretować.
– Tak, napomknęła mi o tym – przyznał. – Dwór trochę ją męczył. Chciała na jakiś czas odetchnąć od wszystkiego.
Geshwank pochylił głowę, jakby nagle rozbudziło się w nim zainteresowanie pismem, nad którym pracował.
– Przychodzisz z czymś konkretnym? – spytał.
Maghar przyszedł tutaj, żeby porozmawiać z królem na temat mordercy, który być może ciągle grasował w pałacu. Wiedział, że gwardia jest przygotowana na możliwość ponownego ataku, którego celem mógł być sam Geshwank.
Teraz, po krótkiej, ostrożnej wymianie zdań, tak innej od ich przyjacielskich rozmów, zwątpił, by Geshwank chciał z nim dyskutować na temat bezpieczeństwa. Dręczyła go jednak jeszcze jedna sprawa i wiedział, że jeżeli nie zapyta teraz, może stracić jedyną okazję.
– Wiesz co z trzecim szczurem?
Geshwank gwałtownie poderwał głowę i obrzucił Maghara taksującym spojrzeniem. Gniewnie zmarszczył brwi.
– Trzecim szczurem? – powtórzył.
– Z Zero, ulubionym szczurem górskim Kerin – wyjaśnił Maghar. – Zabójca dorwał dwa pozostałe, ale jego nie widziałem w sypialni.
Geshwank zamyślił się. Maghar był pewien, że król zauważył brak ukochanego pupilka Kerin i jedynie zastanawia się, co odpowiedzieć.
– Musiał uciec, gdy morderca… – zaczął król.
– To niepodobne do niego, zawsze był przy Zmiennoskórej – przypomniał Maghar. – I był najodważniejszy z całej trójki.
– Nie wiem, Ren – powiedział ze znużeniem Geshwank. – Proszę, idź już. Nie chcę myśleć o Kerin. Muszę zająć się królestwem.
Maghar ukłonił się, odwrócił i wyszedł.
Niepokój nie opuszczał go, odkąd Kerin została zamordowana.