Krąg Umbrantów
Sandra Ewertowska
Akademia Mystic Arcane jawiła się Elowen Bones szansą na odkrycie prawdy o własnym pochodzeniu. Zamiast tego stała się miejscem, które zmusiło ją do dokonania wyborów, na jakie nie była gotowa.
Od dziecka marzyła o frakcji żółtej – jedynej, która mogła pomóc jej odnaleźć ślady rodziców poległych w wojnie magów. Akademia jednak miała wobec niej inne plany. Przydzielona do frakcji zielonej, Elowen czuje się jak więzień własnego losu… aż do momentu, gdy na jej drodze staje tajemniczy mag o turkusowym spojrzeniu.
Dlaczego wie o niej więcej, niż powinien? Jaki wpływ wywarł na decyzję Mystic Arcane? I czemu każda jego uwaga sprawia, że serce młodej adeptki magii bije szybciej?
Kiedy u jej boku pojawia się wilcza strażniczka, Elowen zaczyna rozumieć, że nic w dotychczasowym życiu nie było przypadkiem. Z każdym dniem dziewczyna rośnie w siłę – ale im więcej odkrywa, tym bardziej niebezpieczna staje się gra, w którą została wciągnięta.
Mroczna magia, skomplikowane wybory i miłość rodząca się w najmniej oczekiwanym momencie. Od tego wciągającego romantasy nie oderwiesz się ani na chwilę!
Informacje o książce
Rok I wydania: 2025
Format: epub, mobi
Liczba stron: 180
ebook ISBN 978-83-7995-837-5
Cena sugerowana:
ebook: 29,99 zł
Fragment
Rozdział 1
Uroczystość otwarcia nowego roku akademickiego nie przypominała niczego, co wyobrażała sobie Elowen Bones. Spodziewała się niemal królewskiego balu, na którym brylować będą nowo wprowadzeni na dwór. Zupełnie zapomniała o magii roztaczającej się zewsząd i oplatającej tańczących studentów.
Czarne, jednolite suknie kobiet stopniowo zmieniały kolor w trakcie ostatniego taktu melodii, gdy pełne przejęcia kłaniały się przed magami i dziękowały za towarzyszenie im w tańcu. Barwy odpowiadały frakcjom, do których je przydzielono. W wypadku mężczyzn decyzję o ich losie zwiastowało zabarwienie żelaznego diademu ułożonego na krótko przystrzyżonych czuprynach.
W całej akademii panował niebywały porządek. Pierwszoroczniaków – czyli każdego, kto zdążył osiągnąć już pełnoletność lub miało się to stać do końca roku kalendarzowego – obowiązywało doprowadzenie swojego wyglądu do stanu odpowiadającego standardom uczelni.
Kobiety nosiły włosy długie maksymalnie na wysokość lędźwi, zawsze splecione w warkocze, naturalnego koloru. Niedopuszczalny był choćby najdelikatniejszy makijaż. Uczennice Mystic Arcane musiały się kojarzyć przede wszystkim z prostotą i elegancją. Z kolei uczniowie powinni przywodzić na myśl siłę, dostojność i mądrość.
Studenci byli wizytówkami zasłużonych profesorów. Mieli przynosić im chlubę, godnie reprezentować uczelnię. Elowen skłamałaby, mówiąc, że nie wyczekiwała tego momentu, odkąd magia obudziła się w niej do życia. Zostać absolwentem Mystic Arcane to zaszczyt, jakiego dostępowali nieliczni, choć z roku na rok inauguracja wyłaniała następnych magów, tak jakby świat mieścił ich więcej niż śmiertelników.
Bones ustawiła się na środku parkietu, gdy muzyka ucichła i nadeszła kolej następnej grupy. Smyczki delikatnie zagrały preludium, a ona miała wrażenie, że rytm melodii dostraja się do serca szybko bijącego w jej piersi. W tej chwili nie była uczennicą. Była muzyką.
Cztery pary stanęły naprzeciw siebie i ukłoniły się dostojnie, z gracją. Nie znała ich jeszcze, jednak żywiła szczerą nadzieję, że tej nocy ulegnie to zmianie. Powiedzieć, że wprost rozpływała się z radości na myśl o czekających ją tutaj sztukach zgłębiania magii, to nie powiedzieć nic.
Młody chłopak o miedzianych włosach wyprostował się i skrzyżował z nią spojrzenie, a jego usta ułożyły się w szczery, podekscytowany uśmiech, który i jej się udzielił. Podeszli do siebie i okrążyli się zbliżeni prawymi ramionami, a następnie wrócili na swoje miejsca. Zaczął się taniec.
Jeszcze nie mieli pojęcia, jaki czeka ich los. Suknia Elowen wciąż była jednolicie czarna, a diadem chłopaka niezmiennie połyskiwał srebrem.
Z każdą kolejną sekundą rosnące zdenerwowanie miedzianowłosego zdawało się wpływać i na nią, kiedy więc chwycili się za ręce i spacerowali razem wokół sali w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, postanowiła dodać im obojgu otuchy.
– Każdy wybór będzie dobry – powiedziała dyskretnie, ledwie poruszała przy tym ustami.
Sama nie wiedziała, kogo bardziej chciała uspokoić – jego czy siebie.
Chłopak uśmiechnął się nerwowo i wyprostował gwałtownie, gdy jeden z profesorów wbił w nich zaciekawione spojrzenie. Przystojny, na oko trzydziestoparoletni wykładowca stał obok wyniosłej, wyraźnie znudzonej kobiety. Rozmawiali ze sobą bez cienia uśmiechu, aż wreszcie mężczyzna wskazał ruchem głowy na Bones i zdawało się, że jego wzrok nieco złagodniał.
Wyglądał na przyjaznego maga. Lustrujące spojrzenie znad okrągłych okularów śledziło każdy jej ruch, jak gdyby dopingowało ją w tańcu.
Kątem oka dostrzegła, że diadem na głowie chłopaka przechylił się na bok, a rdzawobrązowe, krótkie włosy wyglądały na zbyt jedwabiste, by mogły utrzymać ozdobę na swoim miejscu.
Chłopak uniósł jej dłoń i zaczął powoli obracać dziewczyną, a sam lekko się pochylił i ukłonił. Wykorzystała ten moment. Uwolniła dwa palce z jego uścisku i wysunęła je w stronę diademu, by go poprawić. On wciągnął z sykiem powietrze i wytrzeszczył oczy w obawie, że ktoś mógł dostrzec jej ruch. Nie wydarzyło się nic podobnego. Kiedy się zorientował, że znów jest bezpieczny, odetchnął z ulgą i posłał dziewczynie uśmiech pełen wdzięczności, a jego miodowe oczy zdawały się iskrzyć. Dopiero teraz dostrzegła kilka piegów na nieco zadartym nosie, który zmarszczył się lekko w wyrazie zdenerwowania. Chłopak znów się stresował, a to udzielało się również Elowen.
Ona również musiała zapanować nad nerwami, jeśli nie chciała się ośmieszyć przed wszystkimi. Modliła się w duchu, by akademia okazała jej łaskę. Nie mogła się znaleźć w innej frakcji niż żółta, to byłoby niedorzeczne.
Czerwoni specjalizowali się w magii ofensywnej. Zaklinali ogień, trawili wszystko płomieniami, siali zniszczenie. Byli niezwykle odważni, ale i nadpobudliwi, cholernie uparci i impulsywni.
Niebiescy posiadali zdolności skupione na wodzie, zmieniali jej stan wedle życzenia. Potrafili utopić wroga lub zamrozić go spojrzeniem, jednak ich głównym celem okazywały się zawsze obrona i niesienie pomocy. Spokojni, mądrzy i niezwykle opanowani… do czasu. W razie zagrożenia wychodził z nich prawdziwy demon. Ci chyba przerażali ją najbardziej, bo nigdy nie było wiadomo, czego się po nich spodziewać.
Zielonych uznawano za ekspertów w alchemii i magii natury. Zwykle spędzali całe dnie w laboratoriach i pracowali nad swoimi eliksirami. Potrafili kontrolować zwierzęta i otaczającą ich przyrodę. Budzili do życia zmyślone stwory, które nie odstępowały ich później na krok, a tej idei Elowen za nic nie umiała zrozumieć.
Materiały nadesłane przez akademię nie zawierały szczegółowych opisów, lecz ledwie ogólne zarysy, które musiały Elowen wystarczyć. I tak była wdzięczna, że je dostała. W przeciwnym razie zupełnie nie miałaby pojęcia, czego się spodziewać. Wujostwo niewiele wiedziało o jej świecie.
Zieloni zdawali się kreatywni, harmonijni, mocno związani z naturą i… nudni jak flaki z olejem. Ta frakcja wydawała się Bones najmniej użyteczna.
I wreszcie żółci magowie. Specjalizowali się w magii światła, posiadali zdolność manipulowania percepcją. Z natury mocno entuzjastyczni, pozornie mili, jednak Elowen nie do końca im ufała. Cholera wie, czy nie wykorzystywali swojej mocy, by takie właśnie sprawiać wrażenie, a w rzeczywistości skrywali prawdziwe bezduszne twarze. Z nimi nigdy nic nie mogło być pewne.
Byli jeszcze czarni – dzisiaj Umbranci. Setki lat temu zostali wykluczeni z Mystic Arcane. Mówiło się, że czarni magowie „sypiają z cieniami”. Posiadali głęboką wiedzę o życiu i śmierci, a pełny wachlarz ich umiejętności od setek lat pozostawał zagadką. To właśnie oni zagrażali akademii od wieków. Żyli w Kręgu Umbrantów, żądni władzy i krwi dobrych magów. Odgrywali się na Umbrosie, swoim władcy, który porzucił ich w klęsce nieurodzaju, a następnie założył tę szkołę i zapomniał o swoim narodzie. Zazdrośni o powodzenie pozostałych czterech kręgów, nie cofali się przed niczym.
Krąg Śmiertelników – ten, w którym wychowało ją wujostwo, znajdował się na samym dnie piramidy.
Kolejnym był Krąg Światła – tam egzystowali magowie wszystkich frakcji. Prowadzili na pozór zwyczajne życie, mocno koncentrowali się na przedłużaniu własnych rodów. Z tego względu nie mogli się łączyć w pary z magiem innej frakcji. Gdy rodzice Elowen weszli w dorosłość, zamieszkali właśnie w tym kręgu, choć… nie na długo.
Krąg Cieni nie dawał zbyt wielu przywilejów swoim magom, ale nie bronił im także parowania się wedle uznania. Decyzja o zostaniu w nim powinna zostać dobrze przemyślana, bowiem największe skutki odczuwali nie sami zakochani, lecz ich potomkowie.
Ostatni krąg, najbliższy szczytowemu kręgowi Mystic Arcane, na którego cześć nazwano akademię magów, należał do Umbrantów. Nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby się w nim znaleźć. Nie bez powodu terenu akademii strzegła powietrzna zapora.
Elowen i rudowłosy mag chwycili dłonie osób, które podeszły do nich tanecznym krokiem, i teraz już we czworo poruszali się w rytm symfonicznej muzyki. Utworzyli gwiazdę i obracali się wokół wspólnego środka, posyłali sobie pełne zdenerwowania uśmiechy.
Bones kątem oka dostrzegła bruneta, który wydawał się tu niemożliwie znudzony. Butne, skrzące się turkusem oczy lustrowały pozostałych uczniów spod przymrużonych powiek, jak gdyby adept czuł się lepszy od wszystkich innych razem wziętych. Czarne kosmyki wysunęły się spod srebrnego diademu i przysłoniły ciemne, ściągnięte brwi. Kończyny chłopaka poruszały się z gracją, jak gdyby zostały stworzone do tańca, a jednocześnie leniwie, manifestując niechęć. Elowen rzez chwilę zastanawiała się nad powodem, dla którego mógł wyglądać na tak bardzo niepocieszonego. Przerwało jej jednak szarpnięcie za rękę i przyspieszenie kroku partnera.
Zaraz wszyscy uczniowie zbliżyli się ku sobie, okręcili wokół własnej osi i wymienili partnerami. Elowen niemal natychmiast zatęskniła za ciepłem oczu rudowłosego chłopaka. W spojrzeniu tego, który teraz przechwycił jej dłonie, nie było nic przyjaznego.
– Zielona – mruknął i przyciągnął ją do siebie.
Włoski na karku dziewczyny stanęły dęba, a nogi ugięły się pod nią, gdy chłopak o lazurowym spojrzeniu nachylił się do niej przy kolejnym obrocie i musnął palcami nagi fragment ramienia. W tym tańcu zdecydowanie nie było miejsca na podobną poufałość.
Chłopak nie wyglądał na kogoś, kto często myli kroki, a zadziorny uśmieszek na bladej twarzy o mocnych rysach podpowiadał Elowen, że zrobił to celowo. Pomyślała, że próbuje wyprowadzić ją z równowagi, najpewniej po to, by się zbłaźniła… Cóż.
– Pudło – odparła z uniesioną głową, bowiem ta frakcja zupełnie nie wchodziła w rachubę.
Chłopak uśmiechnął się zadziornie, z wyższością. Elowen nie pojmowała niechęci, jaka od niego biła. Znudzony wyraz twarzy całkowicie ustąpił miejsca pogardzie, na którą nie miała jak ani kiedy sobie zasłużyć.
– Obyś podołała – szepnął poważnym tonem, nachyliwszy się do niej, gdy kołysała się w rytm melodii, aż poczuła na plecach ciepło bijące od jego piersi.