Alicja Wlazło
Zafascynowana słowem, często żyjąca w równoległym świecie wyobraźni, wpadająca na sto pomysłów na minutę. W wolnych od pisania chwilach próbuje swoich sił w rysowaniu – z różnym skutkiem. Wielbicielka fantasy wszelkiego typu, pragnąca by magia zagościła w naszym świecie i zmieniła jego strukturę, łamiąc konwencje.
Absolwentka filologii angielskiej, mieszkająca na Śląsku. Pisaniem zajmuje się od niedawna, choć od zawsze tworzyła nietypowe historie.
Ala ma kota. Tyriona – rzecz jasna.
Iskra – Alicja Wlazło
Nadszedł mrok, ale tli się w nim jeszcze iskierka nadziei!
Laureen z całych sił próbuje sprostać pokładanym w niej oczekiwaniom, jednak strach i tęsknota za utraconą rodziną sprawiają, że trudno jej pogodzić się z obojętnością Sigarra i wymaganiami Ladysława. Intrygi pośród Zaprzysiężonych zataczają coraz szersze kręgi i nie wiadomo kto jest przyjacielem a kto wrogiem.
Ziemia spłynie krwią i łzami… Czyimi?!
Czy w mroku tli się choć iskierka nadziei?
Informacje o książce
Rok I wydania: 2019
Format: 12.5×19.5 cm
Okładka miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 350
książka: ISBN 978-83-7995-333-2
ePub: ISBN 978-83-7995-334-9
mobi: ISBN 978-83-7995-335-6
audiobook online: ISBN 978-83-7995-439-1
Ceny sugerowane:
książka: 34,99 zł
ePub: 29,99 zł
mobi: 29,99 zł
audiobook online: 39,99 zł
Gdzie kupić?
Fragment
Rozdział I
Kalista
– Nie powinna już wstać?
– Może coś się stało?
– Podejść?
– Czekaj!
Rozlegające się dokoła szepty przywołały mnie do rzeczywistości. Poruszyłam głową i zaraz tego pożałowałam: pulsowała tępym bólem, który wwiercał się w czaszkę i uniemożliwiał rozpoznanie właścicieli poszczególnych głosów. Powinnam wstać. Ale… Co, jeśli to kolejna próba? Zagarnęłam dłońmi ziemię, a brud dostał się pod paznokcie. Próbowałam wyłapać odrębne sygnały z otoczenia, lecz wszystko zlewało się w rwącą rzekę szalejącą na granicy świadomości. Podłoże drgało, wysyłając mieszankę sygnałów. Nie potrafiłam się na nich skupić, próbowałam uchwycić chociażby jeden, mknęły jednak zbyt szybko dla wycieńczonego umysłu. Zacisnęłam palce na suchej glebie, pragnęłam się jej uczepić z całych sił.
– Laureen.
Co? Kto? Jaka Laureen? W umyśle ukazała się seria obrazów z przeszłości. Sigarr, Josh, Cassi, Tessa, potępieni. Zobaczyłam rodzinę zamkniętą w klatkach wykonanych z prętów pokrytych ciernistymi kolcami. Nie mogli nawet podnieść oczu, by na mnie spojrzeć. Krew spływała po wychudzonych ciałach, przyklejała łachmany do posiniaczonej skóry. Łapczywie nabrałam powietrza. Musiałam się uspokoić, przecież to tylko iluzja. Nic im nie jest. Przynajmniej nic nie jest Cassidy. W końcu nie zdążyłam się dowiedzieć, co tak naprawdę przytrafiło się Joshowi, ale jednego byłam pewna – nadal znajdowali się w rękach Pana potępionych, a jedynym sposobem, aby ich uratować, była moja przemiana i przyłączenie się do Zaprzysiężonych. Gdyby tylko na tym kończyły się problemy… Pozostawał jeszcze Sigarr. Obrazy przepływały coraz szybciej, by wreszcie zatrzymać się niczym taśma produkcyjna, której nagle odcięto zasilanie. Teraz pamiętałam już wszystko, choć wcale nie czułam się z tym dobrze.
– Może wstaniesz?
Zacisnęłam powieki. Ten głos… Znałam go. Skupiłam się wyłącznie na nim i udało mi się go rozpoznać. Ladysław. Chciałam zostać jeszcze chwilę na ziemi, by nie musieć patrzeć na dowódcę Zaprzysiężonych. Na nich wszystkich. Skoro próby się skończyły… Wiatr musnął moją skórę, zadrżałam. Zerknęłam w bok i ujrzałam ciemne błoniaste skrzydło, które ukrywało mnie przed światem. Przełknęłam ślinę. Stało się. Nie ma sensu przedłużać.
Podniosłam głowę i odsunęłam skrzydło, żeby zobaczyć, gdzie trafiłam. Dokoła panował półmrok, a powiewy rześkiego wiatru poruszały płaszczami zgromadzonych. Usłyszałam chrzęst kamieni. Jeden z Zaprzysiężonych podszedł do kolegi i pochylił się, by wyszeptać mu coś do ucha. Naliczyłam co najmniej kilkunastu Zaprzysiężonych, jeśli nie więcej. Wezbrała we mnie złość. Ciekawość już niejednego zaprowadziła w miejsce, w którym nie powinien się znaleźć. Wyczułam zapach siarki; wypełniał nozdrza i wdzierał się dalej, aż do płuc. Coś płonie? Rozejrzałam się, jednak nigdzie nie dostrzegłam ognia ani dymu. Kilka metrów przede mną stał Ladysław wraz z trzema opiekunami u swego boku. Dowódca złożył dłonie razem i bawił się palcami jak gdyby nigdy nic, jednak reszta wyglądała na spiętych. Odbierałam ich sprzeczne uczucia – przygważdżały do ziemi. Smutek, rozczarowanie, ból, nadzieja, radość. Szlag. Jak to wyłączyć? Sięgnęłam do swojego wnętrza, odnalazłam moc i wyobraziłam sobie, jak zakładam dźwiękoszczelne słuchawki. Tylko że miały one chronić przed uczuciami. Udało się wyciszyć większość emocji, ale wiedziałam, że nie zniknęły całkowicie. Musiałam się mieć na baczności. Zerknęłam na resztę zgromadzonych, a potem przeniosłam wzrok na rozciągającą się za nimi gęstą mgłę. Co to jest? Jakoś wątpiłam, żeby stanowiła wyłącznie zjawisko pogodowe.
– Rozumiem, że jesteś osłabiona po próbach, nie sądzisz jednak, że wystarczy wylegiwania się jak na jeden dzień? – odezwał się ponownie Ladysław.
Zanim wstałam, przeniosłam wzrok na Sigarra. Niezbyt mądre posunięcie. Wwiercał się we mnie spojrzeniem, próbując ukryć huragan, jaki szalał w jego duszy. Wtem wzrok Sigarra opadł niżej. Wpatrywał się intensywnie w jeden punkt. O co ci chodzi? Zerknęłam w tamtym kierunku.
Dwa pasma wijących się czarnych linii biegły przez moją lewą rękę. Zaczynały od koniuszków palców, a kończyły na szyi. Przywodziły na myśl pęknięcia, niczym na ceramicznych wazach ze starożytnej Grecji. Co kilka sekund przepływał przez nie ognisty prąd. I wszystko byłoby dobrze, bo przecież właśnie tak powinno wyglądać przedramię po przejściu prób, gdyby nie jeden malutki fakt – bransoleta spoczywała spokojnie na nadgarstku, jakby nic się nie wydarzyło. Wtedy przypomniało mi się, co Sigarr mówił przed próbami. Ciało powinno wchłonąć bransoletę, lecz w moim przypadku tak się nie stało. Może nie zauważą? Wykrzywiłam twarz w grymasie. Kogo próbuję oszukać? Stłumiłam westchnienie, czułam, jak wypełnia mnie wściekłość. Czy chociaż jedna rzecz nie mogłaby okazać się prosta? Skupiłam myśli na bransolecie. Pragnęłam, by zniknęła. W umyśle pojawiły się cząstki energii połączone cienkimi nićmi. Przechodził przez nie słaby prąd, ledwie rozpraszający wszechobecną ciemność. Wyobraziłam sobie, jak cząstki pulsują i zaraz tak też się stało. Prąd przyśpieszył, gnając niczym wypuszczona z cięciwy strzała. Cząsteczki zamigotały, a ja poczułam, jak z dłoni uwalnia się magia. Zaklęcie iluzji spłynęło od palców w górę do bransolety. Kremowe pasmo przytłumionego światła otoczyło ją szczelnie i ukryło przed niepożądanym wzrokiem obserwatorów. Kilka kropli potu wstąpiło mi na czoło. Zaklęcie nie było idealne, ale musiało wystarczyć. Mogłam tylko żywić nadzieję, że nikt nie okaże się zbyt nadgorliwy i nie zechce sprawdzić, czy bransoleta na pewno się wchłonęła. Podniosłam się do klęku. Skrzydła nadal osłaniały nową postać. Przejechałam nerwowo ogonem po ziemi. Czy inni też się tak bardzo zmienili? Z trudem wyrównałam oddech, chociaż serca nie potrafiłam uspokoić.
Spojrzałam w bok i dostrzegłam Jacka. Stał nieopodal, przygarbiony, jakby wstydził się swojej prawdziwej formy, którą przybrał. Skórę pokrywały mu drobne, twarde łuski, a palce wydłużyły się nienaturalnie – na końcach ujrzałam zakrzywione pazury, ostre niczym stal. Jack przestąpił nieporadnie z nogi na nogę, próbował odnaleźć się w nowym ciele. Wtedy dostrzegłam jaszczurzy ogon. Przestraszony chłopak zadrżał i spojrzał na mnie – oczy Jacka przecinała wąska szmaragdowa linia. Zerknęłam na jego nadgarstek – w miejscu, gdzie wcześniej spoczywała bransoleta, wzdłuż kości rozciągały się czarne linie przypominające pęknięcia na glinianym naczyniu. Czyli u niego wszystko przeszło prawidłowo.
Ktoś podszedł z drugiej strony i dotknął mojego ramienia. Wzdrygnęłam się i odsunęłam, odwróciłam głowę. Nade mną stał Edward – ciemnozielone szorstkie futro pokrywało całą powierzchnię jego ciała. Nabrał masy, lecz nie to dziwiło najbardziej – na wysokości żeber wyrosła mu dodatkowa para ramion. Magiczne linie przecinały skórę rąk, gdzieniegdzie kryjąc się pod gęstym futrem.
– Ty, ty… Twoje ręce, jak?
Edward wzruszył ramionami.
– Zapewne tak jak twoje skrzydła.
Racja. Co się ze mną dzieje? Nic już nie powinno mnie zdziwić po tym, co przeszłam. Ogarnij się! Nabrałam powietrza w płuca i chwyciłam dłoń Edwarda. Złapał mocno, był zdenerwowany. Czy to przez to, co wydarzyło się podczas prób? A może chodziło o coś zupełnie innego?
Westchnęłam. Nie mogłam teraz tego roztrząsać.
Już czas.
Zaczęło wiać, a ja nie potrafiłam oprzeć się wrażeniu, że powietrze było inne niż to na Ziemi. A może tylko ja je inaczej odbierałam? Zamknęłam oczy i podniosłam się z klęczek. Zamachałam lekko skrzydłami, by strząsnąć z nich pył. W miejscu, gdzie stykały się ze skórą, nadal czułam piekący ból. Złożyłam błoniaste skrzydła, spojrzałam przed siebie i westchnęłam.
Nie pozostawało już nic do ukrycia.
Sigarr
Oddech przyśpieszył mi momentalnie. Starałem się nie gapić, lecz na próżno. Wstała, wyprosowała się i wypięła pierś do przodu. Dwa kawałki cienkiego materiału, które zakrywały ciało, trudno było nazwać ubraniem. Zmieniła się tak bardzo. Błoniaste skrzydła, rogi, smukły ogon i te oczy. Mistyczne, a zarazem diabelskie. Cholera, czemu akurat ta postać? Mieliśmy za mało problemów? Okłamywałem sam siebie, od początku wiedziałem, jaką formę przyjmie po przemianie. Z każdą kolejną chwilą, gdy patrzyłem na Laureen, nie mogłem powstrzymać się od porównania do siebie naszego wyglądu. Niech to wszystko piekło pochłonie! Chwyciłem się jej czarnego płaszcza, niczym ostatniego koła ratunkowego. Muszę wytrzymać. Mocniejszy podmuch wiatru musnął moją twarz. Odwróciłem głowę i zamarłem. Stojący obok Zaprzysiężeni wpatrywali się w Laureen niczym w muzealny eksponat. Wyczułem ich żądzę, złość i rosnące z każdą sekundą napięcie. Niektórzy tak się rozproszyli, że nie panowali nad własnymi myślami.
– Skąd się tu wzięła?
– Taka postać? Ciekawe, co ma na sumieniu.
– Z przyjemnością bym ją zer…
Zablokowałem umysł, zanim dopłynęły do mnie następne słowa. Ból wbijał się w skronie niczym sztylet, a serce przepełniała złość. Wiedziałem, kurwa, wiedziałem. Wtem skupiłem się na jednym z nielicznych, odmiennych uczuć. Wypływało z Ladysława, który usilnie próbował zachować spokój, ale mnie nie potrafił oszukać. On również słyszał myśli Zaprzysiężonych, a gniew narastał w nim z każdą chwilą. Spoglądał na trójkę nowo przemienionych. Doskonale wiedziałem, że nietypowy przebieg prób spotka się z konsekwencjami. Cholera, że też Laureen wpadła na pomysł połączenia sił. Jednak czy przeżyliby, gdyby tego nie zrobiła? Wbiłem paznokcie głębiej w materiał płaszcza. Czy ona by przeżyła? Dlaczego Ladysław pozwolił, by zaatakowało ich tak wielu potępionych?
– Uspokój się, Sigarze – w mojej głowie rozległ się szept Nancy. Czy jestem aż tak nieostrożny, by zdradzać innym, co myślę? Prędko wzniosłem osłonę wokół umysłu, po czym odpowiedziałem Nancy:
– Uspokój się? Ladysław podczas prób wypuścił z więzienia tak wielu potępionych, że z łatwością uśmierciliby trójkę kandydatów! Nigdy nie wysyłał aż tylu przeciwników. Zawsze zawieszał poprzeczkę wysoko, ale nie na nieosiągalnym poziomie. Gdyby nie połączyli sił…
– Nie mógł postąpić inaczej – przerwała mi Nancy. Jej esencja zamigotała. – Musiał sprawdzić, jak wielka moc w nich drzemie… Jak wielka moc drzemie w Laureen – tłumaczyła spokojnie Nancy.
Dłonie zaczęły mi drżeć.
– Dlatego był gotów ich poświęcić? Dla wiedzy?– spytałem.
– Dobry dowódca zrobi wszystko dla żołnierzy – odparła oschle, a potem dodała: – Ale co ty możesz o tym wiedzieć?
Zacisnąłem zęby, aby powstrzymać rosnącą wściekłość. Podeszwy butów zachrzęściły o grudki ziemi, sprowadzając mnie do rzeczywistości. Bolvark wraz z Silimirem zrównali się ze mną. Jak zwykle Silimir pachniał mieszanką ziół oraz specyfików, z których większości nie znałem. Bolvark, niby od niechcenia, oparł dłoń na rękojeści zawieszonego u pasa miecza. Silimir natomiast wolno poruszał palcami. Szykował zaklęcie. Ale nie to martwiło mnie najbardziej, a fakt, że nie odrywał od Laureen oczu.
Miałem wrogów i przyjaciół, lecz czy i ona musi ich mieć?
I czy będę w stanie ją ochronić?
Muszę ukryć uczucia. Muszę. Nie dla własnego dobra, tylko dla niej.
W samym środku mroku, który pochłonął duszę Laureen po śmierci najbliższych, zaczyna tlić się nowa iskra. Kiedy pojawia się szansa na ocalenie córki i męża, Lori, teraz już jako Kalista — jedna z Zaprzysiężonych, gotowa jest stawić czoła najpotężniejszym wrogom. Nie spodziewa się jednak, że znajdzie ich nie tylko wśród Potępionych. Dynamiczna akcja, która nie pozwala nawet na chwilę oderwać się od lektury, zakazana miłość i cudowne światy mrocznego uniwersum, w którym nieustannie trwa brutalna walka o równowagę sił we wszechświecie, pochłoną was do reszty!
Maria Zdybska, autorka serii Krucze serce
Jeżeli pochłonął Was Mrok, wciągając w powieść pełną magii, Zaprzysiężonych i Potępionych, to Iskra dosłownie rozbłyśnie Wam przed oczami. Alicja Wlazło pokazała, że może pisać jeszcze lepiej, jej postaci przeobrażają się, a akcja rwie do przodu, nie pozostawiając możliwości na nabranie głębszego oddechu, dopóki nie skończycie.
Patrycja Żurek, autorka powieści Marcin i Wschodni Płomień