Goal to the heart
Paula Ciulak
Obydwoje o coś walczą, on o miejsce w pierwszej lidze, ona zaś o własne marzenia. Żadne z nich nie spodziewa się natomiast, że los znowu poplącze ze sobą ich ścieżki.
Grayson jest kapitanem drużyny i ma jeden cel: awansować do elity. Piłka nożna to jego życie, a emocji na boisku nie da się z niczym porównać. Valentina wchodzi do świata sportu jako fotografka, gotowa uchwycić każdy moment bitwy na murawie, każdy triumf i każde… jego spojrzenie.
Jedno przypadkowe spotkanie wystarczy, by przeszłość wróciła ze zdwojoną siłą. Kiedyś łączyło ich lato pełne wyzwań, niewinnego współzawodnictwa i pierwszych pocałunków. Teraz stoją naprzeciw siebie jako dorośli – a napięcie między nimi tylko rośnie. Ale czy dawne uczucia przetrwają wśród presji, rywalizacji i niespodziewanych zwrotów akcji?
Emocjonalny romans sportowy o drugich szansach, niedającej się ugasić namiętności i grze, w której zdobycie serca może się okazać najwyższą stawką.
Informacje o książce
Rok I wydania: 2025
Format: epub, mobi
Liczba stron: 180
ebook 978-83-7995-840-5
Cena sugerowana:
ebook: 29,99 zł
Fragment
Grayson
– Jeszcze jedno okrążenie, chłopaki, bierzcie się do roboty, bo to nie czas na odpoczynek! –Donośny głos naszego trenera przebijał się przez podmuchy wiatru i zdyszane oddechy.
Łatwo mu było mówić, kiedy sam stał z gwizdkiem i w ciepłej bluzie, a my zasuwaliśmy kolejną rundę dookoła boiska jedynie w koszulkach i spodenkach.
Ale od tego był – aby nas cisnąć. Inaczej nie osiągnęlibyśmy aż takich efektów. A dzięki tym biegom, ćwiczeniom, siłowni mogliśmy lepiej grać. Choć niekoniecznie zawsze mieliśmy na to siłę.
Szczególnie że byliśmy zespołem trzecim Mission Red. A mecze Mission Red 1 transmitowano w telewizji. Te drużyny miały sponsorów, współprace i poważne pieniądze, a najlepsi gracze trafiali do krajowej reprezentacji. A skąd rekrutowano zawodników do pierwszej drużyny? No właśnie z drugiego i trzeciego składu Mission Red. Dlatego presja była ogromna, bo i możliwości były ogromne.
Treningi mieliśmy w każdy poniedziałek, wtorek i czwartek, a w weekendy – sparingi albo mecze. Pod pojęciem treningów kryły się siłownie, ćwiczenia wysiłkowe, bieganie, gry, zagrywki, taktyki… Wszystko, co się dało. Nie zajmowało więc to godziny tygodniowo jak w niższych ligach. U nas musiało być kompleksowo. Dlatego też wykonywanie wielu profesji nie szło w parze z taką pasją. Na szczęście na tym poziomie przysługiwały nam pewne środki. Dodatkowe benefity można było zyskać dzięki nawiązaniu współpracy, ale sponsoringi dotyczyły pierwszego składu. Niemniej zapewniano nam boiska, wyżywienie, stroje i wynagrodzenie, więc pracować nie musieliśmy i mieliśmy czas na treningi. Choć i tak większość z nas, o ile nie dostawała wsparcia finansowego od rodziców, chodziła do dodatkowej pracy.
– Dobra, na dziś wystarczy! – zawołał trener, gdy zdyszani dobiegliśmy do niego.
Spojrzałem na swoich kolegów z drużyny – Lucas, Taylor, Rick, Alex, Harry, Louis, Bennet, Ryan, Zack i Collins wyglądali na tak samo zmęczonych jak ja. Ale to było dobre zmęczenie, takie satysfakcjonujące. Uświadamiające, że stawaliśmy się coraz lepsi, że dawaliśmy z siebie wszystko.
– Trening tlenowy macie ogarnięty, ale beztlenowy to jakaś kpina. Ćwiczycie jak panienki, a brak nam już czasu. Przed nami mecz w weekend, więc odpocznijcie, zero fast foodów, imprez, alkoholu i seksu – dodał trener, na co oczywistą odpowiednią był chóralny śmiech. – Mówię serio, panowie, macie być w pełni sił.
– Się wie trenerze.
– Jak wygracie, to potem się będziecie bawić, ale najpierw zwycięstwo.
– Jasna sprawa.
– Spadać do szatni, tylko ty, Grayson, zaczekaj.
Skinąłem głową. Jako kapitan drużyny nieraz zostawałem dłużej po treningu, często miałem na głowie dodatkowe obowiązki. To oznaczało nieco wyższą presję i wymagało więcej czasu, którego ciągle mi brakowało, a jednak nie żałowałem. Droga bywała wyboista, ale spełniałem swoje marzenia.
– O co chodzi, trenerze?
– Znalazłem w końcu kogoś na miejsce Maverica.
Potaknąłem. Wspominamy przez niego chłopak był naszym fotografem. Ktoś mógłby się zastanowić, po co drużynie piłkarskiej fotograf, ale wbrew pozorom okazywał się bardzo przydatny. W dzisiejszym świecie trzeba było się pokazać, trzeba było być znanym. Nawet jako piłkarz. Choć nie należeliśmy do pierwszej ligi, potrzebowaliśmy fanów i sponsorów. A do tego przydawały się profile w social mediach i fotograf.
Maveric był dobry, ale też młody, wyjechał na studia, więc nas zostawił. Jako kapitan zapewne to ja musiałem wyjaśnić nowemu wszystko i wprowadzić go w szczegóły.
– Jasne, kiedy go poznam?
– Ją. Za chwilę. Miała się zjawić, jak skończycie trening. – Rozejrzał się. – O, już idzie. Valentina! Podejdź do nas.
Podążyłem za jego wzrokiem i zauważyłem piękną dziewczynę, na oko mniej więcej w moim wieku. I od razu doznałem szoku. Cholera, ja ją znałem.
Drużyna piłkarska jest jak fortepian. Potrzebujesz ośmiu, żeby go nieśli, i trzech, którzy umieją na tym cholerstwie grać.
– Bill Shankly