Aż po świt
Agata Franczak
Dwie różne noce, jedno przeznaczenie.
Jedna pozbawiła go wszystkiego, druga dała nadzieję.
Natan, znany playboy i hulaka, postanawia raz na zawsze porzucić swój dotychczasowy styl bycia. Próba zerwania z przeszłością kończy się jednak tragicznie – zostaje trafiony śmiercionośnym zaklęciem, które powoli, acz nieubłaganie wysysa z niego życie. Szuka dla siebie ratunku, ale bezskutecznie. Czar, który go dotknął, jest bowiem zbyt silny, a magowie, mimo swojej potęgi, ukrywają się w obawie przed prześladującymi ich niemagicznymi ludźmi.
Przeznaczenie splata losy Natana i Gai, zmieniając ścieżki, jakimi dotąd podążali. Rodzące się między nimi uczucie przyciąga ich do siebie i sprawia, że od tej pory będą razem walczyć z nienazwanym jeszcze złem. Gdy prawda o zabijającym Natana zaklęciu wychodzi na jaw, a duchy przeszłości ojca Gai powracają, muszą stawić czoła niebezpieczeństwu większemu, niż mogliby przypuszczać.
Czy miłość i determinacja wystarczą, aby pokonać mroczne siły? Czy Gaja zdoła uratować Natana i ochronić swojego ojca przed przeszłością, która nie daje o sobie zapomnieć?
Informacje o książce
Rok I wydania: 2024
Format: 14.0×20,5 cm
Okładka: miękka
Liczba stron: 360
książka ISBN 978-83-7995-790-3
ebook ISBN 978-83-7995-791-0
Ceny sugerowane:
książka: 49,99 zł
ebook: 49,99 zł
audiobook: 49,99 zł
Fragment
Rozdział 1
Dziecko umierało.
Oddech chłopca, na oko nie więcej niż siedmioletniego, powoli ustawał w jego piersi.
Mężczyzna powiódł wzrokiem dookoła, ale ulice o tej porze były puste. Nierówny asfalt wbijał mu się w kolana i dłonie, gdy nachylał się nad drobnym ciałem. Spojrzał na chłopca i ujrzał strużkę krwi wypływającą z kącika jego ust.
Mężczyzna miał wrażenie, że umiera wraz z nim, bo to, że chłopiec umiera, nie ulegało wątpliwości. Czuł ucisk w klatce piersiowej, serce biło mu w szalonym tempie, a jego własny oddech jakby dla kontrastu przyspieszył. Nie czuł porywistego wiatru ani padającego deszczu. Świat skurczył się do leżącej nieruchomo postaci i ulatującego z niej życia.
Nagle poczuł, że ktoś łapie go za ramię, chociaż nie widział, by ktoś do niego podchodził, nie słyszał też zbliżających się kroków. Po prawdzie szum krwi w uszach sprawiał, że nie słyszał niczego. Podniósł głowę i ujrzał starszego pana, który pochylił się i spojrzał mu w oczy.
– Proszę się odsunąć. Zrobię, co mogę.
***
Natan wstał i nieco się odsunął. Mężczyzna natomiast pochylił się nad chłopcem i przyłożył ucho do jego klatki piersiowej. Wyraz jego twarzy i ciężkie westchnienie nie wróżyły niczego dobrego. Natan rozejrzał się dookoła, ale nie zauważył ani samochodu, ani nikogo, kto towarzyszyłby mężczyźnie o tak późnej porze. Zresztą nic dziwnego, nawet we Wrocławiu o drugiej w nocy niektóre ulice pustoszeją. Pozostawało pytanie, co tu robił ten chłopiec i dlaczego wbiegł wprost pod jedyny jadący ulicą samochód? Nie jechał zbyt szybko, w sumie to przepisowo, a jednak chłopiec umierał przez niego. Ponownie spojrzał na mężczyznę i zaskoczony spostrzegł, że ten klęczy z twarzą wyrażającą pełne skupienie, oczy ma zamknięte, a dłonie uniesione kilka centymetrów nad klatką piersiową chłopca, która ledwie się unosiła. Dreszcz przerażenia przebiegł Natanowi po plecach, gdy zrozumiał, kim jest nieznajomy.
– Odsuń się od niego… – wysyczał wystarczająco głośno, żeby mężczyzna otworzył oczy i popatrzył na niego.
– Chcesz, żeby umarł? – zapytał tamten spokojnie. Powietrze pod jego dłońmi zaczęło falować, a delikatny, niebieski blask otoczył ciało chłopca.
– Chcę, żebyś się od niego odsunął… magu. – Ostatnie słowo Natan wypluł z pogardą.
Mężczyzna westchnął, ale nie przerwał czaru. Na jego czole perlił się pot, a żyły na dłoniach nabrzmiały.
– Jeśli mu nie pomogę, jeśli nie zatrzymam wewnętrznego krwotoku, to umrze. Tego chcesz? W imię nienawiści do mnie?
Natan wciągnął głośno powietrze i zawahał się. W końcu oderwał spojrzenie od maga i popatrzył na chłopca. Wciąż otaczał go niebieski blask, jego oddech stawał się mocniejszy, klatka piersiowa unosiła się miarowo, a krew przestała wypływać z ust. Minęło kilka kolejnych minut, podczas których mag wymawiał bezgłośnie kolejne zaklęcia, utrzymując chłopca w uzdrawiającym czarze. Jakaś myśl, krótka, ale brzemienna w skutki, pojawiła się w zmęczonym umyśle Natana i rozgościła niechciana. Coś szarpnęło go mocno za serce, nadzieja, że może jest szansa.
– Przeżyje? – zapytał w końcu cicho.
– Jeśli wezwiesz karetkę, to tak. Zatrzymałem krwawienie wewnętrzne i uzdrowiłem uszkodzone płuco i wątrobę. Reszta w rękach lekarzy – odparł zmęczonym głosem mężczyzna i wstał. Zachwiał się, magia zawsze wyczerpywała, zwłaszcza ta uzdrawiająca. Po chwili otrząsnął się jednak ze zmęczenia, po czym zdjął sztruksową marynarkę i przykrył nią nieprzytomnego chłopca.
Natan wybrał numer alarmowy, jednocześnie czujnie śledząc każdy ruch maga. Nienawiść do magów walczyła w nim z rozpaczliwą myślą, że jest jeszcze szansa na ratunek. Nie tylko dla chłopca, również dla niego samego.
– Pozwolisz, że nie zaczekam na karetkę, sądzę, że najgorsze już za nim, a ja…
– Nigdzie nie pójdziesz – odparł nieoczekiwanie nawet dla samego siebie Natan. – Widziałem, co zrobiłeś, i wiem, kim jesteś.
– Uratowałem życie dziecku, które TY prawie zabiłeś. Nic to dla ciebie nie znaczy? – zapytał spokojnie mężczyzna.
– Więcej niż ci się wydaje – oznajmił szczerze Natan. – Chłopiec przeżyje, ja dostanę najwyżej wyrok w zawiasach, ale ty… ty możesz tego nie przetrzymać.
Mężczyzna wzdrygnął się i otworzył usta, jakby chciał zaprzeczyć, ale zamknął je z powrotem i zrezygnowany opuścił głowę.
– Czego chcesz? Nic ze mnie nie wyciśniesz, bo nic nie mam. Ani pieniędzy, ani władzy. Nie handluję też na czarnym rynku. – Podniósł wzrok na Natana.
Ten pokręcił przecząco głową, a wtedy mag ujrzał pod rozpiętym kołnierzykiem koszuli czarne, przypominające układ krwionośny nici zaklęcia. Westchnął głośno i zrozumiał.
– Teraz pojmuję. Od dawna to masz?
Natan milczał, wpatrując się w maga. Było już za późno, żeby się wycofać, obaj wiedzieli o sobie za dużo.
– Od jakiegoś roku.
– Pogarsza się?
– Tak.
– Mogę spróbować ci pomóc, nie musisz mnie szantażować.
Natan zaśmiał się z drwiną, jego usta wykrzywiła pogarda.
– Doskonale znam wasze metody. To jeden z was poczęstował mnie tym! – warknął i szarpnął za poły koszuli, odrywając guziki, które poleciały we wszystkie strony. Na poprzecinanym czarnymi liniami torsie prawie nie było widać zdrowej skóry.
– Nie każdy był i jest zły – odparł cicho mężczyzna.
– Nie będę ryzykował. Potrafisz leczyć, chłopiec praktycznie już nie żył, a dzięki tobie zawrócił z tamtej strony. To sugeruje, że masz ogromną moc. Spróbujesz mnie uleczyć, a wtedy ja zapomnę, że się kiedykolwiek spotkaliśmy. Zamieszkasz w moim domu, z nikim się nie będziesz kontaktował, z nikim rozmawiał. Będziesz mnie leczył, a gdy ci się uda, wypuszczę cię i zapłacę, po czym zapomnę o sprawie.
– A jeśli mi się nie uda? – Mężczyzna dopiero teraz zaczął zdradzać oznaki zdenerwowania, jego ręce drżały nieznacznie. Z dala doleciał ich odgłos karetki pędzącej na sygnale.
– To nic nie ryzykujesz, ja umrę, a ty odejdziesz wolno, zadbam o to. Ale jeśli teraz spróbujesz uciec, wydam cię. Zaczną cię szukać, zaszczują, a każda osoba, którą kochasz, znajdzie się w niebezpieczeństwie.
Karetka była coraz bliżej, mężczyzna przełknął głośno ślinę. Natan popatrzył na niego, wiedząc, że postawił wszystko na jedną kartę.
W końcu mag kiwnął głową, a Natan wciągnął z sykiem powietrze, jakby ta milcząca zgoda jego samego zaskoczyła najbardziej.
– Idź do samochodu, usiądź z tyłu, a ja tu wszystko załatwię.
Niebieskie światła karetki rozświetliły okolicę, głośny sygnał ranił uszy. Mag wsiadł do auta, a Natan czekał, aż ambulans podjedzie i zatrzyma się koło niego. Z pojazdu wysiadło dwóch mężczyzn w średnim wieku i jeden młodszy, który z torbą w ręku podbiegł do chłopca i zadał Natanowi szereg pytań.
Mężczyzna opowiedział o tym, jak dziecko wtargnęło na ulicę wprost pod koła jego samochodu. Wiedział, że policja i tak by go znalazła, więc nie zamierzał kłamać na temat wypadku.
– Sam się zgłoszę na komisariat. Muszę odwieźć ojca do domu, ma alzheimera, wyszedł w nocy i się zgubił. To dlatego byłem tu o tej porze – skłamał bez mrugnięcia okiem Natan – Proszę, dałem wam wszystkie swoje dane, po co miałbym się ukrywać?
Kiedy chłopiec leżał już bezpiecznie na noszach, lekarz popatrzył uważnie na Natana, a następnie podszedł do jego auta. Zobaczył mężczyznę siedzącego nieruchomo i wpatrującego się przed siebie nieprzytomnym wzrokiem. Westchnął i odwrócił się do Natana, szukając w jego twarzy oznak oszustwa.
– Pewnie będę tego żałował – odezwał się w końcu zmęczonym głosem. – Ale chłopiec wymaga szybkiej pomocy, a policja nadal się nie zjawiła.
– Odstawię ojca i jeszcze tej nocy pojadę na komisariat.
– Jeśli pan tego nie zrobi…
– Wiem. Zdaję sobie sprawę z konsekwencji.
Lekarz kiwnął głową i ruszył do karetki. Wsiadł przez boczne drzwi, a kiedy zamknął je za sobą, Natan odetchnął z ulgą. Mag przyglądał mu się z zaciekawieniem.
Wsunął się na miejsce kierowcy i spojrzał na maga.
– Oddaj mi swój telefon – zażądał i wyciągnął rękę.
– Mam na imię Władysław – poinformował mag, podając posłusznie aparat.
Natan zabrał mu smartfon tknięty złym przeczuciem. Odblokował aparat, dziękując wszystkim bogom, że mag nie wprowadził PIN-u, i spojrzał na listę wiadomości. Ostatniego SMS-a wysłano do córki, kilka minut temu, gdy on rozmawiał z lekarzem. „Kochanie, stało się coś nieoczekiwanego. Nie mogę powiedzieć co. Jestem bezpieczny, ale ty nie. Ukryj się tam, gdzie szumią drzewa. Ojciec.”
Po tym SMS-ie córka dzwoniła parę razy, a potem wysłała wiadomość:
„Odbierz natychmiast albo zrobię, co trzeba, i cię odnajdę!!! Wiesz, że potrafię!”
– Rzeczywiście potrafi? Jest taka jak ty? – zapytał Natan, spoglądając na Władysława.
Ten jedynie kiwnął głową, na jego twarzy malował się strach. Ale nie był to lęk o siebie, bał się o córkę.
Natan wybrał szybko numer i poczekał na połączenie. Odebrała po pierwszym sygnale.
– Tato, co się dzieje?! – krzyknęła spanikowana kobieta. – Gdzie jesteś?! Zaraz będę, tylko powiedz, dokąd mam jechać!
– Pani ojciec jest ze mną i dotrzyma mi towarzystwa przez jakiś czas. Jeśli zacznie go pani szukać, spotka go szereg przykrych rzeczy, których zapewne chciałaby mu pani oszczędzić.
– Kim jesteś? Czego od nas chcesz? – po chwili wahania zapytała, siląc się na spokój, którego zupełnie nie czuła.
– Pani ojciec mi… pomaga w pewnej sprawie. Gdy skończy, wróci do pani i reszty rodziny.
– Nie wierzę ci! – warknęła. – Nie przetrzymuje się kogoś wbrew jego woli, kiedy nie zamierza się go skrzywdzić.
– Jeśli zrobi to, o co go poproszę, to nikomu nic się nie stanie – odpowiedział z opanowaniem. – Obiecuję.
– Twoja obietnica nic nie znaczy! Ojciec jest chory, nie pomoże ci.
– Kłamiesz. Widziałem, jego moc i to, co potrafi.
– To spójrz jeszcze raz i zobacz, jak teraz wygląda. Może i ma potężną moc, ale nie może jej już używać. Jest chory, nie pomoże ci.
Natan zerknął na Władysława, z zaskoczeniem zauważając, jaki jest blady i jak mocno ma podkrążone oczy. Nie tylko ręce maga nadal drżały po niedawnym wysiłku, trzęsło się całe jego ciało, a oddech był przyspieszony i płytki.
– Hmm… Skoro on nie da rady, to może ty zajmiesz jego miejsce? Twój ojciec wspomniał, że jesteś taka jak on.
Mag drgnął zaskoczony i popatrzył na niego szeroko otwartymi z przerażenia oczami.
W słuchawce zapadła cisza. Natan wstrzymał oddech i czekał.
– Gaja, nie! – krzyknął mag, licząc, że córka go usłyszy.
– Zamilcz! – warknął do niego Natan i wrócił do rozmowy z kobietą. – To jaka jest twoja decyzja?
– Zgadzam się. – powiedziała cicho – Gdzie mam przyjechać?